O Polsce w Europie

 

– Recesja jest faktem – mówi Matthew Tyrmand, amerykański ekonomista i finansista, syn legendarnego polskiego pisarza Leopolda Tyrmanda. Podobnie jak jego ojciec, patrzy krytycznie i z dystansem na otaczającą go rzeczywistość.

 

Jak postrzega Pan polską gospodarkę, dysponując profesjonalnym doświadczeniem z Wall Street?
– Zasadniczo naród polski postrzegam jako silny. Ludzie, historia, kultura, wartości, etos pracy, inteligencja i pomysłowość – to wszystko daje podstawy wiary w naród, a to on tworzy gospodarkę. W dłuższej perspektywie widziałbym Polskę jako ważny czynnik przyczyniający się do wzrostu europejskiego czy nawet światowego – 40 mln ludzi aspirujących do życia w lepszych warunkach to znacząca zmienna. W krótszym czasie nie będziemy jednak tego świadkami, gdyż elity polityczne będące u władzy dość skutecznie powstrzymują szanse rozwoju. Trudno osiągnąć wysoki wzrost przy niskim poziomie kultury politycznej i rządów prawa. Szczególnie szkodliwe jest zniechęcanie wolnej konkurencji, a prócz tego cały polityczny klimat, na który składają się przejęcie przez państwo funduszy emerytalnych OFE, czerwcowe taśmy Belki i Sikorskiego, niemożność oszacowania pozyskania gazu łupkowego, burza wokół wyników wyborów, ataki na wolność wypowiedzi.
Remedium na to jest stworzenie przejrzystych warunków prowadzących do poszanowania obowiązującego prawa, w efekcie czego inwestorzy nie obawialiby się inwestować kapitału, oferując miejsca pracy. Paradoksalnie to w latach 90. Polska cieszyła się wolnym rynkiem bardziej niż obecnie.

Czy widzi Pan potencjał w polskich firmach?
– O sile gospodarki stanowi jakość ludzi. Polacy są wykształceni, innowacyjni, biegli technicznie i pracują solidnie. To jest potencjał, jaki tkwi w całym narodzie. Problemem polskich firm jest fakt, że nie zrzuciły jarzma zależności od państwa, czy to w znaczeniu własnościowym, czy protekcyjnym. Wciąż zbyt wiele firm rozgrywa swe kartelowe gry i kupuje poparcie polityczne. Nie bez przyczyny znaczącymi graczami na rynku polskim są ponadnarodowe koncerny. Gdyby rząd wycofał się z tej polityki, wiele firm z powodzeniem konkurowałoby ze swymi zachodnimi odpowiednikami.

Czy polska mentalność gospodarcza zmieniła się w przeciągu ostatnich 20 lat?
– Niestety zmieniła się na gorsze w ostatnich kilku lat – przez niewydajność rządową, biurokrację i korupcję, dość swobodne regulacje prawne, wrogość wobec tych, którzy chcieliby tworzyć. Wielu woli wyjechać niż żyć tu i teraz. Optymizm z lat 90. wyparował. Wszystko się jednak może zmienić wraz ze zmianą władzy. Ale nie stanie się to w mgnieniu oka.

Jest Pan surowym krytykiem polskiej klasy politycznej. Co w szczególności jej Pan zarzuca?
Ramy tego wywiadu nie obejmą całości tej złożonej problematyki. Mógłbym napisać o tym książkę. Potworny jest fakt, że ludzie, którzy przez dekady popełniali potworności, udzielili sobie amnestii w 1989 roku, tym samym uniknęli odpowiedzialności i sprawiedliwości. Wskutek tego ugruntowało się w kulturze politycznej przekonanie o bezkarności zachowań korupcyjnych: na scenie zmieniają sie jedynie aktorzy, akty pozostają te same.
Klasy polityczne są jeszcze nieopierzone, niczym w XIX-wiecznej Ameryce. Mój ojciec, gdyby żył w 1989 roku, dostałby apopleksji na widok dostępującego wszelkich honorów męża stanu gen. Jaruzelskiego. Człowiek, który sprzedał swych ludzi, zniszczył życie wielu z nich, nie poniósł nigdy odpowiedzialności za swe czyny. Wielu ludzi w Polsce wciąż lęka się o tym mówić głośno i otwarcie. Ja mówię, mój ojciec też by mówił.

Czy Polska stoi w obliczu recesji?
– Recesja jest faktem. Wzrost gospodarczy znacząco osłabł, wskazują na to takie czynniki jak spadek przychodów, rentowności, stosunek napływu i odpływu kapitału. Ale to nie jest cecha tylko polskiej gospodarki, ale całej Europy, a nawet świata. Polsce, przechodzącej od socjalizmu do kapitalizmu, udało się już poniekąd uodpornić na wiejący jej w plecy wiatr, ale szkoda zaprzepaszczonych przez klasę polityczną szans. Świetnym tego przykładem jest choćby wydobycie gazu łupkowego. Mogła to być szansa nie tylko dla samej Polski, ale również dla regionu, jednak elity rządzące chciały przy tym ugrać jak najwięcej dla siebie i zakatrupiły kurę, która mogła znosić złote jaja.

Obecnie prawie 2,5 mln Polaków wyemigrowało z ojczyzny. Czy tendencja się zmieni?
– Nie spodziewajmy się zniesienia obowiązku wizowego do USA, jak długo na czele amerykańskiej administracji będzie stał prezydent Obama. Oczywiście mieszkańcy Ameryki Środkowej będą tu mile widziani, gdy są potencjalnymi wyborcami demokratów. Obama nie ma potrzeby wiązania się z narodami Europy – dowodami na to jest rezygnacja z planu obrony rakietowej w Polsce i Czechach, brak zaangażowania w sytuację na Ukrainie czy choćby brak przedstawiciela USA na paryskim marszu przeciw terroryzmowi. Jeśli w Polsce wciąż będzie panował zimny klimat dla przedsiębiorców i kapitalistów, nie widzę nadziei na falę powrotów z emigracji. Najlepszym tego przykładem jest sam były premier Tusk, który rządową pensję zamienił na pięciokrotnie lepszą, bo na emigracji w Brukseli.

Wielokrotnie wyrażał Pan pogląd, że Unia Europejska jest nadmiernie scentralizowana.
– Unia Europejska dokonała doprawdy wielkiego dzieła wśród różnorakich narodów –uchwyciła się idei rządów liberalnych, pozwalając na swobodny przepływ ludzi, kapitału, towarów i usług. I gdyby pozostała wierna początkowej idei – porozumieniu o wolnym handlu – stałby się cud. Ale wkrótce europejscy myśliciele przeróżnego sortu zapragnęli centralizacji władzy. Pomysł, że 28 różnych narodów, charakteryzujących się różnymi słabościami, poziomem rozwoju czy produktywności, przy użyciu wspólnej waluty ma być rządzonych z Brukseli, jest jakimś mało śmiesznym żartem. Prawdziwi ekonomiści, jak Brytyjczyk Bernard Connolly, widzą, że prowadzi to do katastrofy i misternie układany domek z kart rozpada się na naszych oczach. Dlatego UE czyni obietnice Turcji, mającej niewiele do czynienia z europejską kulturą. Jeśli konsumentów jest za mało, drukuje się euro, pośrednio przez skupowanie długu. Nie dzięki swym zasługom czy osobistemu czarowi Tusk został nominowany na przewodniczącego Rady Europy, ale z uwagi na rząd nad 40 milionami dusz, który może już niedługo będzie partycypował w tak nietrafionym projekcie, jakim jest wspólne euro.
Przekonanie, że jakieś jedno ciało ustawodawcze może wydawać regulacje ważne i dla Lizbony i dla Rygi jest błędne – wystarczy przykład pozyskiwania i produkcji energii nuklearnej we Francji i pochodzącej z węgla kamiennego w Polsce.
Źródło amerykańskiego sukcesu leży w federalizmie liczącym już 250 lat, który pozwala na nieograniczoną innowację i rozwój. Opracowany w laboratorium stanowym patent, o ile okazuje się skuteczny, aplikuje się potem w innych regionach. Inaczej rzecz ma się z Europą, wydającą jedynie słuszne regulacje dla każdego skrawka europejskiego terytorium.

Jaka będzie zatem według Pana najbliższa przyszłość Europy?
– Dopóki w Brukseli będzie układ, jaki mamy obecnie, dopóty Europie nie grozi realny wzrost. Tylko ponowne oddanie władzy niepodległym samostanowiącym jednostkom zatrzyma pochód Europy ku strukturalnemu i gospodarczemu chaosowi. Demografia napawa przerażeniem: socjaliści w trosce o swoje miejsca pracy i płacy doprowadzili gospodarkę do ruiny, a zachęty do posiadania dzieci są niewystarczające. W dodatku ruchy imigracyjne przyczyniły się do zmiany wartości, odmowy zasymilowania się i odmowy podejmowania jakiejkolwiek pracy w imię wszechdostępności zasiłków społecznych. Prostym następstwem są wzrost przemocy i barbarzyństwa, destabilizujące Stary Kontynent. Z niechęcią przypatruję się samobójczym zachowaniom strefy euro i kompletnemu brakowi zainteresowania elit rządzących obroną własnej kultury. Odchylenie ku prawicy jest nieuchronne po dekadach nieposkromionego romansu z lewicą, nadchodzi ono jednak zbyt późno. Ale i tak pozwala mieć nadzieję na przyszłość.
Polska wydaje się bardziej bezpieczna, nie będąc wszak w strefie euro. Czułbym się jednak lepiej, gdyby ster rządów przejęła prawica lub centroprawica – nie mylić z PO – a zatem partia wolnorynkowa, o zacięciu libertyńskim, gdyż religijni prawicowi socjaliści spod znaku PiS nie są też właściwą alternatywą, choć uczyniliby Polsce mniej szkody. Politycy są jak dzieci, którym trzeba zmieniać pieluszkę, bo trzymana zbyt długo po prostu zaczyna śmierdzieć. Niestety aktualna klasa polityczna w Polsce jest jak jeden wielki pampers, niezmieniany od zbyt długiego czasu.

Niedawno ukazała sie na polskim rynku wydawniczym książka Jestem Tyrmand, syn Leopolda. Kiedy zaczął Pan szukać śladów swego ojca? Jaki wpływ wywarł na Pana?
– Zawsze interesowałem się historią mojego ojca, dorastając starałem się możliwie dużo czytać i poznawać jego historię i poglądy. Prowadząc długie rozmowy z moją mamą pojąłem, że aby zrozumieć mojego ojca, muszę poznać Polskę, doświadczenie życia w komunizmie i całą machinę komunistyczną. Wstrząsnął mną jego monolog literacki Dziennik 1954. W nim ujrzałem siebie samego – sposób, w jaki się komunikuje z otoczeniem, wchodzi z ludźmi w relacje, jak reaguje na cenzorów mówiących, co i jak ma pisać. Dzisiaj i ja toczę podobne wojny. Oczywiście realia są inne, nie tak bardzo represyjne jak w komunistycznej Polsce, bo mamy Internet i swobodę wypowiedzi.

Czy współcześnie, w czasach tylu zależności, można być kowalem własnego losu?
– Tak, wierzę, że można, ale jest to coraz trudniejsze. Ameryka ze swym kumoterstwem i chytrą administracją w stylu europejskim zrobi w tył zwrot w przeciągu kilku lat. Zatem to jednak Nowe Ziemie będą ostoją dla budowniczych i twórców. Europie należy się szok sejsmiczny w zarządzaniu, polityce ekonomicznej, podejściu do wolności wypowiedzi i handlu oraz stosowaniu zdroworozsądkowych rozwiązań w kalifacie, jaki sobie wyhodowała. Moją troską w Europie jest Polska, którą chciałbym widzieć jako wolne społeczeństwo wolnościowo myślących i działających jednostek. Mam nadzieję mieć w tym udział. Mój ojciec zawsze stał po stronie wolności, wiem, że mam to po nim. Może to rodzaj zaciętości, umiłowania dyskusji i mam tylko nadzieję, że odziedziczyłem jego zdolność komunikowania swych poglądów. I jeśli tak, to pragnę tę umiejętność wykorzystać dla dobra Polski.

Rozmawiała Anita Sochacka, Polonika nr 241, luty 2015

 

 

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…