Ten czas nie jest stracony

Ojciec Andrzej Madej, misjonarz Oblat Maryi Niepokalanej, dyplomata, poeta. Jak sam o sobie mówi, ma dwie dusze – kapłana i poety. Spotkaliśmy się z nim w Instytucie Polskim w Wiedniu, gdzie zaprezentował swe najnowsze wiersze z tomiku zatytułowanego „Jakimś cudem“.

Opowiedział nam o swojej oblackiej misji katolickiej w Azji, o wierze i poezji.


Kiedy zaproponowano Ojcu misję w Turkmenistanie?
– Byłem wtedy w Kijowie, kilka lat już pracowałem na Ukrainie. Dostałem telefon z Poznania od naszego Ojca Prowincjała Jana Bieleckiego i usłyszałem, że Ojciec Święty Jan Paweł II powierza Zgromadzeniu Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej założenie kościoła w Turkmenistanie. Usłyszałem w słuchawce mniej więcej takie słowa: „Andrzej, kilka lat jesteś na Ukrainie, a więc znasz już jako tako język rosyjski, znasz atmosferę pracy w byłej republice sowieckiej. Pomyślałem, że z tym doświadczeniem i przygotowaniem mogę cię posłać do Turkmenistanu”. Jako Oblat Maryi Niepokalanej, czyli zakonnik, który ślubuje posłuszeństwo, czy mogłem odmówić?
Proszę opisać swoje pierwsze uczucia, gdy dowiedział się Ojciec, że Watykan powierza Mu zadanie w tak odległym azjatyckim kraju?
– Pamiętam, że zapytałem: „Ojcze Prowincjale, gdzie ten Turkmenistan leży? Czy to Turcja?” „Nie, nie, bardziej na wschód. Weź sobie mapę świata i znajdź ten Turkmenistan” – odpowiedział. Dopiero gdy odłożyłem słuchawkę, zdałem sobie sprawę, że w ciągu kilku minut trwania tej rozmowy stało się coś bardzo istotnego, co mocno zaważy na moim życiu. Będę żył w Azji, przede mną otwiera się tajemnicza przyszłość. Do końca wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak wiele to zmieni. Było więc dużo ryzyko, na które się z góry zgodziłem. Sumienie mi jednak podpowiada, że na tym polega wiara - mówisz „tak”, które nie jest wolne od niepewności i ryzyka. Pomyślałem: ostatecznie mówi się owo „tak” samemu Panu Bogu, On nam zawsze pomoże. To był rok 1996.
W jaki sposób zmieniło się życie Ojca poza ojczyzną?
– Bardzo się zmieniło. Zmienił się klimat, kuchnia, kultura, religia, program dnia... Trafiłem na obrzeża pustyni Kara-kum. Nowi ludzie, których przyszło mi poznawać... Pojechało nas dwóch, pierwszym moim towarzyszem na misji był Ojciec Radosław Zmitrowicz OMI, który po kilku latach wrócił na Ukrainę, a dziś jest biskupem pomocniczym w Kamieńcu Podolskim. Nie wiedzieliśmy, od czego zacząć, mieliśmy przed sobą ogromne wyzwanie, mnóstwo pytań. Gdzie będziemy mieszkać? Jak zorganizować kaplicę? Co będziemy jeść? Gdzie są bazary? Co kupić? Za ile? Ile kosztuje chleb? Czy można pić wodę z kranu? Musieliśmy sobie jakoś z tym wszystkim sami radzić. Poznaliśmy wielu ludzi, chodząc przez pierwszy rok jak gdyby „po kolędzie”, mając nadzieję, że spotkamy jakichś Polaków oraz katolików.
Czy są Polacy w Turkmenistanie?
– Spotkaliśmy ludzi, którzy mają polskie nazwiska, lecz na palcach jednej ręki mógłbym wyliczyć osoby, które mówiły po polsku. Natrafiliśmy też na polskie groby. W czasie wojny około siedemdziesiąt tysięcy polskich żołnierzy generała Andersa wraz z trzydziestoma tysiącami osieroconych dzieci szło z Rosji przez Kazachstan, Uzbekistan i Turkmenistan w stronę Morza Kaspijskiego. Na okręty wchodzili w Krasnowodsku. Nie wszyscy też dopłynęli do Iranu. Do dziś w Turkmenistanie natrafiamy na groby naszych rodaków. Na niektórych z nich pozostały jeszcze wyraźne napisy po polsku. W większości krzyże już zardzewiały, spróchniały i upadły.
Jakim językiem posługują się ludzie w Turkmenistanie?
– Językiem rosyjskim, jednak w ostatnich latach coraz częściej słyszy się język turkmeński, pochodzący z rodziny języków tureckich, absolutnie niepodobny do jakiegokolwiek języka słowiańskiego.
Rosyjskiego uczyłem się już w szkole podstawowej i średniej, na początku lat sześćdziesiątych. Bez entuzjazmu oczywiście przyswajałem sobie język propagandy ateistycznej. Jednak Pan Bóg przewidział, że rosyjski kiedyś mi się przyda. Niezbadane są wyroki boskie! Człowiek nie zawsze wie, co mu się przyda, a co nie. Nie wiedziałem, że moim życiem Bóg pokieruje tak, że w języku Puszkina i Dostojewskiego przyjdzie mi głosić ewangelię. Tak to już trwa 25 lat! Nigdy bym nie przypuszczał, że tak się stanie!

Więcej w najnowszym numerze "Poloniki".

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…