Jajko i kura, czyli międzypokoleniowa współpraca

 

Najpierw przedstawmy team, o którym będzie mowa, a są to mieszkający w Wiedniu Marcel Bernard, 21-letni uczeń Modeschule Michelbeuren, i jego 84-letnia prababcia Gabriela Siegert, emerytowana mistrzyni krawiectwa z Poznania.

 

Wspólnie przygotowali kolekcję na pokaz mody Urban Fashion Vienna, który odbędzie się w lutym.

Rozmawia Dorota Krzywicka-Kaindel

Rzeczywiście trzeba przyznać, że to dość niecodzienne zestawienie...
– Obłęd, co?
No właśnie. Jak doszło do waszej współpracy?
– Kiedy dostałem propozycję prezentacji w ramach Urban Fashion Vienna, w pierwszej chwili bardzo się ucieszyłem, że zostałem „odkryty" jako młody designer. Zaraz przyszła jednak refleksja, że sam nie dam sobie rady, bo brak mi dostatecznego, praktycznego doświadczenia, bo do Modeschule Michelbeuern uczęszczam dopiero od kilku miesięcy. Naszkicować można sobie wiele, ale żeby to zrealizować, trzeba mieć, krótko mówiąc, fach w ręce. A ponieważ moja prababcia Gabriela jest mistrzynią krawiectwa i maszyna do szycia stanowiła jej codzienny warsztat pracy, więc postanowiłem poprosić ją o pomoc.
Zgodziła się od razu?
– Tak, chociaż kiedy przyjechałem do Poznania ze szkicownikiem, wpadła w popłoch, że nie zdążymy tego wszystkiego zrealizować. Dwadzieścia sztuk? A mówiłeś, że będzie dziewięć? W niecałe dwa tygodnie nie zdążymy!, martwiła się. Ja opowiadałem jej przed przyjazdem, że robimy 9 outfits, które przecież składają się z reguły z więcej niż jednego elementu, ale prababcia mnie źle zrozumiała. Z drugiej strony muszę przyznać, że ja też nie uświadamiałem sobie, ile pracy wymaga uszycie zaprojektowanej przeze mnie kolekcji. Przerobiliśmy wspólnie prawie 50 metrów bieżących różnych materiałów. Bez prababci nie dałbym rady. Jestem jej bezgranicznie wdzięczny.
Jak wyglądała wasza współpraca?
– Zaraz pierwszego dnia prababcia ustaliła rozkład dnia, który, szczerze mówiąc, był bardzo prosty: wstawaliśmy rano i zabieraliśmy się od razu do pracy, krojąc i szyjąc do późnej nocy... Pracowaliśmy na dwóch maszynach do szycia. Czasem miałem podłamki, w cichości myślałem: ufff, nie tak wyobrażałem sobie ten pobyt... Ale wiedziałem, że tak musi być, bo inaczej nie zdążymy.
Ale coś musieliście jeść? Kto robił zakupy? Kto gotował?
– Prababcia gotowała, a w tym czasie ja szyłem dalej. Moje wolne miałem, gdy chodziłem na zakupy. Lubiłem te wyjścia nie tylko dlatego, że były to dla mnie chwile wytchnienia, ale też wtedy mogłem przyglądać się ludziom. Muszę powiedzieć, że od najwcześniejszych lat fascynowało mnie, jak się ludzie „noszą" i już jako dziecko potrafiłem prawić komplementy. Uważam, że Polki są najpiękniejszymi kobietami na świecie, a w dodatku, że mają wspaniały gust. Podczas tego pobytu w Polsce zauważyłem też, że również polscy mężczyźni zaczęli się jakoś staranniej ubierać. Dawniej drażniło mnie, że tylu Polaków strzyże się na zapałkę albo goli całkiem na łyso, a to nadaje mężczyźnie agresywny wygląd.

Więcej w lutowym numerze "Poloniki". Polecamy!

 

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…