... a wszystkiemu winne są Alpy

Polaków i Austriaków dzieli, ale też łączy wiele. Różnice pomiędzy naszymi narodami wynikają najczęściej z odmiennych mentalności, uwarunkowane są historycznie, ekonomicznie, a nawet geograficznie. Tak, geograficznie też!

Pewien znajomy Austriak podzielił się ze mną swoją teorią na temat otwartości i spontaniczności oraz ich braku wynikających z położenia naszych krajów. „Wiesz -powiedział - my Austriacy jesteśmy tacy zamknięci na nowości, na inne nacje, inne kultury, mało spontaniczni, a wszystkiemu winne są Alpy! Wy, Polacy, macie morze i dlatego jesteście bardziej otwarci i weseli". Początkowo nie zrozumiałam jego zawiłego toku rozumowania. Mój znajomy chyba zobaczył w mych oczach zwielokrotnione znaki zapytania i kilka wykrzykników, bo postanowił rozwinąć swoją teorie: „Przed setkami lat, gdy nie było radia, telewizji i Internetu, gdy nadchodziła zima, a śnieg zasypywał alpejskie doliny i przełęcze, mieszkańcy górskich wiosek nie mieli ze sobą ani ze światem zewnętrznym żadnego kontaktu. Na wiele miesięcy byli odcięci od świata i od siebie nawzajem. Na czas wielu tygodni byli zdani tylko na swoje towarzystwo, a gdy śnieg stopniał i można było się przemieszczać, nawet mieszkaniec sąsiedniej wioski był dla nich kimś obcym. To wpłynęło na naszą mentalność. W każdym widzimy obcego. Wy macie morze, a morze to okno na świat! Morze to otwarta droga".

Jeżeli Austriak tak mówi, to coś w tym musi być! Kolega zabił mi przysłowiowego ćwieka i wszędzie, w każdej sytuacji widziałam ściany śniegu i szerokie, morskie wody. Postanowiłam przyjąć metodę Sherlocka Holmesa i dedukcyjnie, od ogółu do szczegółu bliżej przyjrzeć się zagadnieniu. I jak to często bywa, różnice znalazłam w podobieństwach. Bo czemu wciąż roztrząsamy i rozpatrujemy to, co nas dzieli. Oni są tacy, a my tacy, oni robią to tak, a my siak i tak bez końca! Najwyższa pora przyjrzeć się temu, co nas łączy, a podobieństw mamy więcej niż by się można było spodziewać.

Cecha, która jest wspólna dla naszych narodów i nas łączy, to narzekanie, które ma rangę sportu narodowego. Tu źle, tam niedobrze, albo jest niesamowicie zimno, albo upał nie do wytrzymania, zawsze winni są inni, a my mamy najgorzej. Gdyby narzekanie i marudzenie były dyscyplinami olimpijskimi, to Austriacy i Polacy długo musieliby walczyć o najwyższe miejsce na podium, a w efekcie końcowym zdobyliby złoto ex aequo. Obojętnie jaka partia wygra wybory- zawsze jest nam źle. Wszystkiemu winni są politycy oraz służba zdrowia i nikt w rządzie się nie martwi tym, że bilety są za drogie, przestępczość wzrasta, a sąsiedzi za głośno słuchają muzyki. Wracając do porównania śnieg kontra morze, to faktycznie my, Polacy, jesteśmy bardziej otwarci, w tym przypadku bardziej otwarci na narzekanie. Chętnie marudzimy pod nosem, ale robimy to równie chętnie publicznie. Austriak na pytanie: „Co słychać" najpierw odpowie, że gut, że wszystko w porządku i dopiero po chwili rozmowy, gdy stopnieją pierwsze śniego-lody konwersacji, opowie nam z najdrobniejszymi detalami o tym, jakie nieszczęścia go spotkały w ostatnim czasie. Polak na pytanie: „co słychać" od razu zacznie od: „stara bida", „daj spokój", „nawet nie pytaj" i jeżeli przyrównać naszą mentalność do morza, to po tym pierwszym, krótkim komunikacie, że jest nam źle, wypływamy na szerokie wody i narzekamy bez końca.

Kolejna kategoria wspólna dla naszych narodów to tak zwana „witamina B", znana w Polsce jako „znajomości" lub „plecy". Jak masz w Polsce „plecy", to załatwisz wszystko, kredyt bez poręczyciela, posadę bez kwalifikacji, zwrot podatku na darowiznę dla babci, która nie istnieje i egzamin wstępny na prawo dla syna, córki i kuzynki. U Austriaków „witamina B" ogranicza się bardziej do spraw urzędowych i rozkwita przy szukaniu pracy. Mało kto zostaje zatrudniony bez znajomości, ale jeżeli już ktoś nas poleci, to możemy spokojnie robić karierę w dziedzinie dalece odbiegającej od naszego wykształcenia. Sama miałam przyjemność pracować jako księgowa bez wcześniejszego doświadczenia z rachunkowością. Grunt, że znajomy sąsiada mojej kuzynki polecił mnie jako miłą osobę. Wątpliwości, o dziwo, dopadły mnie, a nie mojego przyszłego pracodawcę: „Marcus, a jak sobie nie poradzę?" spytałam, a on popatrzył na mnie zdziwiony i odpowiedział: „Przecież jesteś taką miłą osobą, zawsze możesz zapytać, gdy czegoś nie będziesz wiedzieć". Wystarczy zapytać? Ciekawe, czy tego samego zdania jest szef, który nie jest pociotkiem przyjaciela naszej kuzynki. Znów powraca tu porównanie do wioski zakopanej zimą w wielkich zaspach i śniegach: po co nam ktoś z zewnątrz, obcy, jeśli możemy wziąć naszego? Lepszy nasz z polecenia niż obcy z kwalifikacjami. I takie to miękkie lądowanie w życiu zawodowym czeka tych, którzy mają „plecy" i łykają witaminę B. Kto nie dysponuje znajomościami, musi obejść się smakiem. Często nawet trzy magiczne literki „mgr" przed nazwiskiem nie pomogą w robieniu kariery. Gdy szukamy pracy, lepiej popytać wśród znajomych i przyjaciół niż godzinami wertować ogłoszenia i rozsyłać życiorysy, które i tak wylądują w koszu.

Kolejna wspólna cecha łącząca Polaków i Austriaków nie jest chlubna, ale cóż... Zarówno my, Polacy, jak i Austriacy z całego serca nie lubimy Niemców. Powody tego palącego uczucia wynikają z innych punktów widzenia, które opierają się głównie na wydarzeniach historycznych. Polacy mieli zawsze, od stuleci z Niemcami na pieńku. Granice pomiędzy naszymi państwami zmieniały się jak w kalejdoskopie, a listę wojen, które między sobą toczyliśmy można zgłosić do Księgi Rekordów Guinnessa. Chyba ostatnim wydarzeniem, kiedy się lubiliśmy, był Zjazd Gnieźnieński w roku pańskim 1000. Austriacy mają inne powody, ale ich niechęć jest równie silna. Który z mieszkańców kraju nad pięknym, modrym Dunajem nie wspomina z rozrzewnieniem czasów największej świetności? Austria była kiedyś wielka. Habsburgowie władali kilkoma państwami, podejmowali decyzję na skalę europejską, teraz zaś są małą plamką na mapie starego kontynentu , a na świecie myleni są z Australią. Jak tu nie popaść w kompleksy i frustrację, jeżeli nawet mowa ojczysta nazywa się językiem niemieckim? W roku 2008 na Mistrzostwach Europy w Piłce Nożnej, gdy Austria, Niemcy i Polska znalazły się w jednej grupie, wielokrotnie słyszałam od austriackich przyjaciół: „my możemy nawet z wami przegrać, nie będzie tragedii, tylko żebyście dokopali tym wrednym Piffke!"

Dużo nas dzieli, oj dużo! Ale czy nie jest przyjemnie znaleźć czasem coś, co nas łączy? Nawet jeżeli są to „ci aroganccy" Niemcy, to przynajmniej jest to coś.

Magdalena Marszałkowska, Polonika nr 195, kwiecień 2011

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…