Pol(l)en - Belastung steigt!

Ostrzeżenie tej treści usłyszałam dzisiaj w radiu. Język mówiony różni się od pisanego tym, że wywnioskować z niego można o wiele więcej, chociażby z tonu głosu spikera.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Ton w owym komunikacie był mało optymistyczny, powiem więcej - był utrzymany w tej samej skali tonów co :”w ubiegłym tygodniu austriacka policja zatrzymała w Wiedniu autokar z Polski, w którym przewożono w biustonoszach 3 tony haszyszu, kompot domowej roboty w termosie i opium w kanapkach”. Jako umiarkowany poliglota skojarzyłam więc, że chodzi o Polskę, która znów coś przeskrobała. Wspomogłam się słownikiem i wszystko stało się jasne...

„Polen“- Polska, „Belastung“- obciążenie, no jak by nie było wychodzi „obciążenie Polską”, przy odrobinie wsiłku wyjść może ewentualnie „obciążenie Polakami”, co wydało mi przekonujące, bo akurat przejeżdżaliśmy w okolicach Rennwegu. Nadążyć za szybko mówiącym po niemiecku spikerem jest zadaniem karkołomnym, ale że Polacy do nacji wybitnie amibtnych należą, tak i ja nie poddałam się łatwo, tylko nastwiłam uszu moich i mojego austriackiego narzeczonego, który wystąpił w roli tłumacza. Z zebranych informacji wyszła przerażająca prawda…
Obciążenie Polakami, najbardziej odczuwalne jest na wiosnę - stwierdził złowieszczo spiker. No tak, wiosna - pora miłości i rozpoczynających się prac budowlanych. Zwierzyna wszelka porywa się do życia a polski robotnik do pracy, w budowie nowej lepszej Europy. Zwłaszcza w maju osoby wrażliwe odczują tego skutki- ciągnął spiker. A ja nie miałam już złudzenia, że tłumaczenie idzie w dobrym kierunku. Zdążyłam się nawet głośno oburzyć, że jak im się maj nie podoba, to przecież mogli ustalić inny termin. Narzeczony, od dziecka pędzony na Milce produkowanej, jak powszechnie wiadomo, przez gadające krowy i świstaki, nie zrozumiał mojego patriotycznego oburzenia, wręcz przeciwnie, na jego „made ina Austria” twarzy malowało się zdumienie. Pędzona jednak tempem spikera, nie mogłam nad tym dłużej się zastanawiać.
Jak temu zapobiegać? Całkowite wyeliminowanie Polaków nie jest możliwe. Chory powinien starać się unikać z nimi kontaktu. Niestety nie wyeliminuje ich całkowicie - kontynuował spiker. A moje oburzenie rosło wprost proporcjonalnie do ciśnienia. Zwłaszcza że rewelacje spikera połączyłam z odnotowywanym ostatnio wzrostem skrajnie nacjonalistycznych nastrojów . -Wyeliminować?! Czyli co? Zaczną się masowe rozstrzeliwania?! - wysyczałam wprost do ucha narzeczonego. Spojrzał na mnie jak na obłąkaną. - Rozstrzeliwania? No coś ty? Kto by całe to świństwo wytłukł, chyba by Nobla dostał. Tego się nie da wyeliminować. Trzeba z tym żyć, niestety - odparł mój narzeczony i chwycił mnie w geście pocieszenia za rękę. Przyznam się szczerze, że mnie zatkało. W życiu bym nie posądzała mojego „misiaczka” o tak nacjonalistyczne poglądy! Ręka zdrajcy została odrzucona natychmiast. Słuchałam spikera, przeprowadzając jednocześnie ekspresową anlizę rzeczy, które zabiorę ze sobą do Polski po niechybnym naszym rozstaniu.
Spiker płynnie przeszedł od niemożliwej do wykonania, acz kuszącej wizji eliminacji do profilaktyki. - W najbliższym czasie najlepiej przebywać w zamkniętych pomieszczeniach i unikać spacerów, zwłaszcza po łąkach i lasach. Jak żywo, nie słyszałam nigdy o polskich bandach kryjacych się po austriackich lasach i łąkach, jednak od zdemaskowania nazistowskich tendencji mojego „misiaczka” nic już nie było w stanie mnie zaskoczyć. Postanowiłam ze stoickim spokojem nie komentować tych rewelacji, tylko wysłuchać ich do końca, a wnioski zostawić na później.
- Jadąc samochodem najlepiej nie otwierać szyb. To mnie akurat nie dziwi. Nawet w polskiej prasie ostrzegają, żeby szyb nie otwierać, bo torebki wyrywają na skrzyżowaniach, tudzież wywlekają przez okna co chudszych kierowców, celem odebrania wymarzonego 126 p ze spojlerami.
- Zmiana miejsca zamieszkania przyniesie ulgę tylko na pewien okres, po kilkunastu miesiącach na nowo odczujemy ich obecność - zakończył spiker. Machnęłam tylko ręką. Cóż było komentować?... Audycja dobiegła końca, moje marzenia o szczęśliwym życiu na austriackiej ziemi również. Zrezygnowana spuściłam wzrok na rozłożony na kolanach słownik polsko - niemiecki. „Die Pollen - pyłki roślin“- przeczytałam niechcąco. Całkiem chcąco chwyciłam narzeczonego za rękę. No co się dziwicie? Wiosna idzie!
Minęło kilka dni zanim dotarła do mnie spóźniona, lecz jakże pożyteczna refleksja. Człowiek rzucony podmuchem losu na obcą ziemię zaczyna nabywać niebezpiecznych symptomów choroby zwanej “ emigrantus pospolitus”. Emirgrantus pospolitus objawia się między innymi tym, że na widok Polizei robi szybszy rachunek sumienia, aniżeli w konfesjonale, czuje się winny nawet tego, że wiatr zmienił kierunek a słońce nie dość mocno świeci. Ale najgorszy symptom to podejrzewanie wszystkich i wszystko o złe zamiary. Lekarstwo na tę przypadłość jest jedno. Łyk zdrowego rozsądku przed śniadaniem i niustanna nauka języka kraju, w którym postanowiło się mieszkać. To wszystko? No może jeszcze odrobina wiosny w sercu, takiej co przełamie wszelkie zimowe lody. Czego sobie i Państwu życzę.


Anna Gołębiowska, Polonika, maj 2001

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…