Jak żyć szczęśliwie w innym kraju?

Jak złagodzić nieuniknione frustracje towarzyszące życiu na obczyźnie? Zapraszamy na spotkanie z Andrzejem Olkiewiczem, autorem książki pt. „Jak żyć szczęśliwie w innym kraju”, w której dzieli się swoimi przemyśleniami z ponad sześćdziesięciu lat życia poza ojczyzną.

 

Napisał Pan książkę „Jak żyć szczęśliwie w innym kraju?”. Do kogo jest ona skierowana?
– Dedykacja na pierwszej kartce książki brzmi: „Poświęcam wszystkim, którzy żyją na obczyźnie”. To znaczy, że jest skierowana do wszystkich, obojętnie, z jakiego kraju wyemigrowaliśmy i do jakiego kraju przyjechaliśmy, czy emigracja była dobrowolna, czy byliśmy zmuszeni do niej przez zły los.
Książka może mieć wartość także dla tych, którzy rozważają emigrację, a także dla tych, którzy żyją razem z cudzoziemcem/-ką, mają rodziców/rodzica z innego kraju, mają przyjaciół lub kolegów w pracy cudzoziemców, albo po prostu chcą się dowiedzieć, co spotyka i co przeżywa człowiek, który zmienia kraj.

Czy można żyć szczęśliwie w obcym kraju? Czy to jest w ogóle jest możliwe?
– Dając tytuł mojej książce, miałem na myśli szczęście w codzienności – chodzi po prostu o to, aby być zadowolonym z życia. A kiedy jesteśmy zadowoleni z życia? Pomijając podstawowe potrzeby, takie jak jedzenie, dach nad głową i praca, mamy potrzebę przynależenia do czegoś większego, do społeczeństwa. Bycie obcą wyspą na obcym morzu nie daje szczęścia. Aby naprawdę być zadowolonymi, potrzebujemy wejść w nowe otoczenie, czuć, że jesteśmy częścią tego społeczeństwa, i rozwijać się razem z nim.

Uczucie wyobcowania nie jest obce emigrantom. Jak można starać się mu zaradzić?
– Należy chwytać każdą okazję do kontaktu z ludźmi, każdy uśmiech, każdą ludzką przychylność. Drogą do kontaktów mogą być wspólne zainteresowania, np. gra w szachy, brydża, śpiewanie w chórze, sport.
Ale we własnym kraju możemy również czuć się wyobcowani, np. gdy przeprowadzimy się do innego miasta albo zmienimy miejsce pracy. Problem i zarazem rozwiązanie są uniwersalne! Musimy być socjalnie aktywni.

Na jakie trudności napotykają emigranci, nie zdając sobie wcześniej z tego sprawy?
– Wielu emigrujących chce osiedlić się w nowym kraju i żyć normalnie w nowym społeczeństwie. Emigrujący jest gotowy nauczyć się języka, zwyczajów i obyczajów, i nie ma z tym większych problemów. Przede wszystkim język jest niezmiernie ważny. Język jest kluczem do nowego. Niestety, znajomość języka nie wystarczy! Wejście do nowej społeczności wymaga dużo więcej – to jest długi proces!
Jeżeli chodzi o zwyczaje i obyczaje, powiedzenie: „Co kraj, to obyczaj”, które wydawało się takie oczywiste przed emigracją, okazuje się nagle mylące! Bo tu nie chodzi o jeden czy kilka zwyczajów, a o setki w różnych sytuacjach. Nie tak to sobie wyobrażaliśmy! To jest za trudne.

Tytuł Pana książki wydanej po szwedzku brzmi „Sztuka bycia cudzoziemcem”. Czy to jest rzeczywiście sztuka, aby odnaleźć się w nowym kraju?
– To jest sztuka! Emigrant jest jak człowiek, który na pełnym morzu, nie znając się na żeglarstwie, płynie samotnie żaglowcem. Człowiek taki nie może poddać się desperacji, musi pokazać odwagę, pomysłowość, fantazję, stanowczość...

Na co emigrant powinien się więc przygotować, decydując się na wyjazd do innego kraju?
– To niemożliwe przygotować się na zdarzenie, które tak drastycznie zmienia życie. Dobrze wiedzieć jedno – że nigdy nie będziemy wystarczająco przygotowani. Nawet ci najbardziej przygotowani stwierdzą, że nie są przygotowani.
Ale, oczywiście, przygotować się można! Przede wszystkim należy zdobyć jak najwięcej informacji o kraju, do którego się jedzie, na przykład o kulturze, geografii, polityce, o zwyczajach i obyczajach tam panujących, i nauczyć się przynajmniej podstaw języka.

O czym emigrant powinien pamiętać, szczególnie na początku swego pobytu?
– Żeby być wytrwałym! Żeby nie poddać się przy pierwszych porażkach i zachować optymizm. Droga jest długa i każdy krok do przodu to nowe wyzwania. Być ciekawym, otwartym na nowe, nie kierować się przesądami, łapać każdy możliwy ludzki kontakt, uczyć się języka i gromadzić jak najwięcej wiedzy o nowym kraju. Jeżeli potrafisz, to traktuj wszystko jako wielką przygodę.

Czy można wyróżnić najczęstsze błędy, które zazwyczaj popełniają emigranci?
– W mojej książce piszę: „Podczas mojego emigranckiego życia popełniłem większość błędów, jakie człowiek osiedlający się na obczyźnie może zrobić”. Mogę was zapewnić, że lista błędów jest długa.
Absolutnie najczęstszym błędem jest narzekanie na nowy kraj i jego mieszkańców. Przedmiotem krytyki może być wszystko: zachowanie „miejscowych”, ich cechy, tradycje, obyczaje, nawyki, kuchnia, język, historia... Niefortunnym jest też, gdy próbujemy przekonywać naszych gospodarzy, że wszystko jest lepsze w naszym kraju. Nierzadko generalizujemy: pojedyncze przypadki nieżyczliwego zachowania uogólniamy na całe społeczeństwo. Błędem jest też sądzić, że to nasza cudzoziemskość jest przyczyną wszystkich niepowodzeń.

Czy trzeba zapomnieć o swojej polskiej tożsamości, żeby odnaleźć się w innym kraju?
– Aby „odnaleźć się” w nowym kraju, nie musimy zrezygnować z naszej tożsamości. To byłoby tak, jakbyśmy zapomnieli o naszej przeszłości i kim jesteśmy. Nawet gdybyśmy chcieli, to otoczenie i tak nam przypomni, że nie jesteśmy jednymi z nich. Żeby czuć się zadowolonym, spełnionym człowiekiem, musimy być świadomi swojej przeszłości, bo ona jest częścią naszej tożsamości.
Ważne, aby zdać sobie sprawę, że odnalezienie się w nowym kraju jest procesem wewnętrznym. Według mnie musimy spełnić kilka wymagań. Po pierwsze, żyjemy teraźniejszością, a nie przeszłością. Nasza przeszłość i teraźniejszość mają żyć w zgodzie, nie w konflikcie. Po drugie, akceptujemy, że żyjemy tu, w nowym kraju. To jest nasza rzeczywistość. Po trzecie, przestajemy porównywać kraje i dzielić je na lepsze i gorsze. Po czwarte, przestajemy boleśnie tęsknić za czasem, którego już nie ma i który nigdy nie wróci. Po piąte i ostatnie – kiedy zawieramy przyjaźnie, kierujemy się sympatią, wspólnymi zainteresowaniami, a nie narodowością.

Jeśli chodzi o dzieci emigrantów urodzonych za granicą, to na ile w ich życiu powinna być obecna polska kultura?
– Przekazanie dzieciom języka i naszej kultury narodowej ma wielką wartość. To wzbogaca je i wzmacnia więzi rodzinne. Ważne jest jednak, abyśmy nie kategoryzowali krajów na lepsze i gorsze. Jeżeli gloryfikujemy jedną kulturę i dystansujemy się od drugiej, wyrządzamy więcej szkody niż pożytku. Ważne jest, abyśmy nie czynili różnic między naszym pochodzeniem a ojczyzną naszych dzieci, co często jest powodem sporów i konfliktów.
Ważne jest ponadto, abyśmy sobie uświadomili, że dzieciom jest potrzebne poczucie wspólnoty z rodziną i z krajem, w którym wyrastają. Myśmy wyrośli w innym kraju i w innych czasach. Nasza ojczyzna nie jest ich ojczyzną. Mój ojciec pochodził z Torunia i opowiadał, często i barwnie, o swym mieście. Pokochałem Toruń, ale ani mój ojciec, ani ja nie uważaliśmy, że Toruń jest moim miastem. Moim miastem jest Gdynia. Tam czuję się w domu.

Jedna z osób, którą Pan cytuje w swojej książce, wypowiedziała się w taki sposób: „Ten, kto ma dwie ojczyzny, ten nie ma żadnej”. Na ile się Pan zgadza z takim poglądem?
– Królowa Szwecji, Silvia, urodziła się w Niemczech. Część dzieciństwa spędziła w Brazylii, kraju swojej matki. W wieku 30 lat została królową Szwecji. W pewnym wywiadzie zapytano ją, czy jest możliwe kochać kilka krajów tak samo silnie. Jej odpowiedź brzmiała mniej więcej tak: „Gdy urodzi się pierwsze dziecko, jesteśmy oszołomieni i wydaje nam się, że nikogo nie będziemy już kochać tak bardzo jak właśnie to dziecko. Później urodzi się drugie i może następne, i stwierdzamy, że wszystkie kochamy. Tak samo jest z miłością do innego kraju”. Ja też tak uważam.

Mieszka Pan ponad 60 lat w Szwecji. Czuje się Pan bardziej Szwedem, czy Polakiem?
– Czuję się Polakiem, ale jestem świadomy, że moim domem jest Szwecja. Zrozumiałem to, gdy urodziło się moje pierwsze dziecko – przeszło 40 lat temu. Jechałem pociągiem, patrzyłem przez okno i nagle naszła mnie myśl: „Ja tu należę, tu będę miał mój grób”.
Moja tożsamość jest polska, jednakże nie czuję się w Polsce jak w domu – tam nie mieszkam. Mimo to sprawy polskie mnie bardzo angażują. Znam Szwecję lepiej niż Polskę. Czuję się tu jak ryba w wodzie. Myślę, że to ludzie dookoła nas decydują o poczuciu przynależności. Tutaj mam rodzinę i przyjaciół.

Czy w przebiegu życia na emigracji można wyróżnić pewne etapy? Jak określiłby Pan taki proces zmian?
– Często jest tak, że pierwszy okres w nowym kraju jest okresem ciekawości i otwartości na nowe. Trochę jak u turysty. Okres ten trwa na ogół krótko. Pierwsze trudności czy niepowodzenia sprawiają jednak, że zaczynamy być krytyczni w stosunku do nowego kraju i jego mieszkańców.
Niektórzy nigdy nie wychodzą z tego krytycznego nastawienia. Wielu jednak, mimo swojego krytycyzmu, podświadomie przyzwyczaja się do nowego. Przechodzą przez różne fazy ambiwalencji i z czasem akceptują nowe. W szczęśliwych wypadkach prowadzi to do integracji, co znaczy, że znika konflikt pomiędzy rzeczywistością, w której żyjemy, a naszą przeszłością. Wszystko jest bardzo indywidualne, zależne od osobowości.

Pana książka opatrzona podtytułem „Podręcznik emigranta” przetłumaczona została na wiele języków. Czy można wyróżnić jakieś uniwersalne sprawy, które dotyczą emigrantów w różnych krajach?
– Gdy zaczynałem pisać książkę, dałem jej roboczy tytuł „Podręcznik emigranta”. Mieszkałem i pracowałem w kilku krajach, spotykałem ludzi ze wszystkich zakątków świata i zauważyłem, że wszyscy przeżywają spotkanie z innym krajem i inną kulturą mniej więcej w ten sam sposób. Mianowicie: my emigranci wiemy, że opuściliśmy ojczyznę – wiemy, że obecnie mieszkamy w innym kraju, ale mimo to podświadomie przez długi czas oczekujemy, że wszystko będzie działało tak jak kiedyś.
Trudno jest nam zrozumieć i przyjąć do siebie wszystko, co nowe. Potrzebujemy na to bardzo dużo czasu – nasz mózg jest zaprogramowany kulturowo na bazie doświadczeń z dotychczasowego życia i nie potrafi jak komputer zmienić programu w jednej chwili. Rezultatem jest to, że czujemy się zdezorientowani i sfrustrowani. To paradoksalne zachowanie jest uniwersalne! Nie gra tu roli, z którego kraju pochodzimy i do którego przyjechaliśmy.

Młody emigrant z reguły potrzebuje stabilizacji. A jakie potrzeby ma starszy emigrant?
– Mam wrażenie, że raczej jest odwrotnie. Wyborem młodego emigranta nie jest stabilność w pierwszym rzędzie. Młody człowiek chce raczej rozwinąć skrzydła. Może wyrwał się właśnie z ograniczającego go środowiska w swoim kraju i chce swobody, poznać świat, szuka partnera, ma marzenia... Takim byłem ja i takich spotykałem w czasie mojej emigracyjnej młodości.
Myślę, że to raczej starsi emigranci starają się możliwie najszybciej ustabilizować w nowym kraju. Oni często mają już zawód, jakąś karierę zawodową, rodzinę. Dla nich przewidywalność i bezpieczeństwo są ważne. To oni mają potrzebę stabilnego życia.

Czy zauważył Pan jakieś określone strategie postępowania emigrantów, którymi kierują się, aby odnaleźć się w nowym kraju?
– W mojej książce podzieliłem emigrantów na dwie grupy. Pierwszą grupę tworzą ci, którzy zadecydowali, że nie wrócą do ojczyzny. Druga grupa to ci, którzy już od samego początku są zdecydowani, że po kilku latach wrócą do rodzinnego kraju. Podział jest oczywiście bardzo uproszczony.
Emigranci, którzy już w chwili wyjazdu z kraju byli świadomi, że chcą budować nowe życie w nowym kraju, starają się wtopić jak najszybciej w nowe otoczenie. Uczą się szybko języka, robią często karierę. Są pozytywnie nastawieni do nowego kraju. Otaczają się znajomymi, którzy mają to samo nastawienie.
Ci z drugiej grupy traktują emigrację jako coś tymczasowego – planują pobyt na kilka lat, chcą zarobić i wrócić, aby zbudować sobie lepszą przyszłość w kraju. Są bardzo związani z rodzinną kulturą i tradycjami i stale porównują nowy kraj z ojczyzną, w której wszystko jest lepsze. W życiu nie jest jednak zawsze tak, jak sobie założyliśmy. Z różnych przyczyn pozostajemy i budujemy swoje życie w nowym kraju. Po latach w nowym kraju nastawienie emigrantów z obu grup staje się bardziej wyrównane.

Gdyby ktoś chciał powrócić do kraju, to w którym momencie emigracyjnego życia najlepiej to zrobić?
– Od razu po przyjeździe! Ale żarty na bok! Jednak tak naprawdę ten żart zawiera dużo prawdy. Im dłużej trwa nasz pobyt za granicą, tym bardziej oddalamy się od tego, co zostawiliśmy, i powrót będzie trudniejszy. Powrót do kraju to odwrotna emigracja. Żyjąc za granicą, zdobywamy nowe doświadczenia, zmieniamy się umysłowo i psychicznie. My, nasi krewni i znajomi w ciągu lat rozłąki żyliśmy w różnych obyczajowych, ekonomicznych i politycznych rzeczywistościach. My i oni zmieniliśmy się. Wracając do ojczyzny, nie wracamy do tego, co było. Nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki, jak powiedział grecki filozof.

Pan wyjechał z kraju w roku 1957, z zupełnie innej polskiej rzeczywistości. Jednak Polacy nadal opuszczają swój kraj. Czy odradzałby Pan dziś emigrację z Polski?
– Nigdy bym nie wziął na siebie tej odpowiedzialności, aby dać tego rodzaju radę.

Korzystając z własnych ponad sześćdziesięcioletnich doświadczeń życia poza ojczyzną, przedstawia Pan w książce osobiste przemyślenia na temat życia na emigracji. Jaka refleksja nasuwa się Panu jako pierwsza, gdy usłyszy Pan słowo emigracja?
– Przygoda! Spełnione marzenia.

Pisze Pan o poszukiwaniu szczęśliwego życia. Czy z Pana licznych obserwacji wynika, że emigracja ułatwia szczęśliwe życie?
– To jest niezmiernie indywidualne! Niektórzy rodzą się emigrantami, a inni nigdy nie powinni opuszczać swojego kraju (mówię o dobrowolnej emigracji). Większość ludzi, których spotkałem, nie żałuje swojej emigracji, mimo trudności, przez które przeszli.

Podsumowując, emigracja jest raczej stratą czy zyskiem?
– Emigracja daje nam możliwość wyjścia poza własny krąg kulturowy i spojrzenia na świat z zewnątrz. Świat jest wielki i różnorodny. Różni ludzie, różne języki, kultury, religie, tradycje i obyczaje. I nic nie jest ani lepsze, ani gorsze od naszego kraju i kultury. Jest po prostu inne! Widząc świat takim, jakim jest, uświadomimy sobie, że nasz kraj i nasza kultura nie są centrum świata. Emigracja daje nam też możliwość sprawdzenia się w nieoczekiwanych sytuacjach i odkrycia w sobie sił i zdolności, o których nie wiedzieliśmy. Wszystko to daje nam możliwość intelektualnego i emocjonalnego rozwoju, jak również poznania siebie samego. A samopoznanie wzmacnia wiarę w siebie, daje spokój ducha i... szczęśliwe życie. Każdy krok do przodu sprawia, że coś zostawiamy za sobą. Nie można wyjechać, nie zostawiając czegoś. Emigrując, tracimy oczywistą przynależność do własnego kraju i ludzi, których tam zostawiliśmy. To jest cena płacona za emigrację.

Rozmawiał Sławomir Iwanowski, Polonika nr 286, wrzesień/październik 2021

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…