Gdzie jesteś piękna nieznajoma?

Opowieść o miłości. Na walentynki. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

- Szukam Polki mieszkającej w Wiedniu, blond włosy do ramion, średni wzrost, bardzo szczupła, ok. 30 lat.Przepiękna. Biegle mówi po angielsku. Spotkaliśmy się na bardzo krótką chwilę w Sky Bar w Wiedniu, we wtorek 5 lipca 2005 roku. Towarzyszyła jej koleżanka z krótkimi, ciemnymi włosami (również Polka). Mam tylko tyle informacji, ale jeśli pomożesz mi się z nią spotkać, oferuję ci nagrodę w wysokości 10 tysięcy euro.

Ten niezwykły apel pojawił się w wielu polskich i austriackich gazetach. U płci pięknej wywołał zapewne drżenie serca i nerwowe przypominanie sobie, co robiło się na początku lipca, a u "przedsiębiorczych" rodaków zrodziło cichą nadzieję łatwego zarobku. Nic z tego. Nadawca ogłoszenia nie znalazł do dzisiejszego dnia kobiety, która wywarła na nim tak piorunujące wrażenie. Specjalnie dla "Poloniki" zgodził się szerzej opisać swoją historię i jak się zarzeka, jest to już jego ostatnia próba odnalezienia pięknej Polki. – Jeśli się nie odezwie, powiem sobie, że przynajmniej zrobiłem wszystko – tłumaczy nieszczęśliwy przedsiębiorca z Los Angeles i rozpoczyna opowieść, której nie powstydziłby się żaden z hollywoodzkich reżyserów, specjalizujących się w walentynkowych produkcjach. Czytelniczki prosimy o przygotowanie zapasu chusteczek, czytelników... o branie przykładu. Oto jego opowieść.

Na starym kontynencie
Przedstawię się może jako Robert Mitchell. Nie chciałbym, aby ktoś z mojego otoczenia dowiedział się o moich perypetiach, sam zresztą czuję się nieco zażenowany tym wszystkim...
Mam 43 lata, jestem developerem nieruchomości z Los Angeles. Jestem architektem z zawodu, ale zajmuję się kupnem starych budynków, ich odnową i sprzedażą. Zaczynałem od małych domów, teraz zajmuję się budynkami należącymi do firm. Ostatniego lata zakończyłem właśnie renowację olbrzymiego biurowca. Czułem, że potrzebuję przerwy. Zwłaszcza, że od dwóch lat nie miałem urlopu.
Dwie rzeczy zawsze sprawiają mi przyjemność - to motocykle i podróżowanie. W Europie byłem w sumie pięć razy i za każdym razem przywoziłem do domu wiele miłych wspomnień. Ponieważ właśnie kupiłem nowiutki i błyszczący motocykl BMW, postanowiłem po raz kolejny wyruszyć na stary kontynent i przy okazji wypróbować to moje cudo.
Nie rezerwowałem noclegów, nie robiłem szczegółowych planów podróży, po prostu chciałem wykorzystać maksymalnie czas i brać wszystko, co przyniesie mi los. Z takim postanowieniem wylądowałem we Frankfurcie. Było to w lipcu ubiegłego roku.
Na początek wybrałem się do Garmisch Partenkirchen, gdzie odbywał się właśnie zjazd motocyklistów. 30 000 maszyn z całego świata. Nie chwaląc się, byłem chyba najszybszy. Właśnie tam poznałem Amerykanina, który mieszka w Salzburgu. Tak bardzo zachwalał mi tę miejscowość, aż w końcu zdecydowałem się ruszyć do Austrii.
Rzeczywiście Salzburg to piękne miasto, ale przyznam szczerze, że niewiele tam się dzieje. Dlatego prosto stamtąd wyruszyłem do Wiednia. Chciałem przez parę dni i nocy "pooddychać" wielką metropolią.

Kiedy poznałem Ciebie...
Kiedy przyjechałem do Wiednia... od razu się zakochałem w tym mieście. Tyle energii, pozytywnie nastawionych do świata ludzi - pomyślałem nawet, że tu mógłbym żyć.
To było we wtorek, dokładnie 5 lipca. Kręciłem się tu i tam, poznając nowe miejsca. Byłem bliski powrotu do hotelu, kiedy zobaczyłem szyld Sky Bar przy Stephansplatz. Była druga nad ranem. Postanowiłem, że tam zakończę swój wieczór.
Bar był prawie pusty. Jedynymi osobami były dwie kobiety przy barze i dwóch angielskich gości, którzy przystawiali się do nich. Wchodząc do tego lokalu nawet nie podejrzewałem, jak bardzo zmieni się moje życie. Nawet teraz, kiedy o tym myślę, czuję dreszcze...
Od razu ją zauważyłem. To było jak uderzenie obuchem. Piękna kobieta. Pierwszą moją myślą było, że świetnie pasowalibyśmy do siebie. Gdybym miał ją opisać, powiedziałbym średniego wzrostu (około 1,65 cm), bardzo szczupła, proste, jedwabiste blond włosy do ramion. Około 30-tki. Bardzo ładna. Stylowa, pomarańczowa sukienka, w jaką była ubrana, dodawała jej uroku. Wyglądała niesamowicie. Zwłaszcza jej oczy zapamiętałem dobrze. Trudno mi opisać ich kolor, ale pamiętam, że miała niesamowicie "miękkie spojrzenie"... Mówiła świetnie po angielsku, podobało mi się jej poczucie humoru. Właściwie była doskonała pod każdym względem. Z rozmowy wynikało, że pochodzi z Polski i mieszka w Wiedniu, ale nie jestem już pewien. Być może przyjechała tylko z wizytą? Jej przyjaciółka na pewno przyjechała z Polski na wakacje, to zapamiętałem z naszej rozmowy. Była trochę wyższa, miała krótkie, brązowe włosy. Tyle, tylko tyle...
Jak wspomniałem, oprócz tych kobiet, było jeszcze dwóch gości, którzy starali się nawiązać kontakt z Polkami. Z kobietą moich marzeń udało mi się zamienić kilka zdań, kiedy tamci dosyć agresywnie postanowili przerwać naszą rozmowę. Chociaż czułem, że ta kobieta wolałaby rozmawiać ze mną, że wcale nie interesują ją tamci mężczyźni, w końcu, jak przystało na gentelmana, odpuściłem. Nie chciałem prowokować przykrych sytuacji. Wyszedłem z baru i poszedłem do hotelu.
Następnego ranka obudziłem się z poczuciem życiowej klęski. Miałem świadomość, że być może straciłem szansę swojego życia. Być może to ta kobieta była mi pisana, a ja poddałem się tak po prostu- bez walki. Wtedy postanowiłem, że ją odnajdę, a przynajmniej zrobię wszystko, aby naprawić swój błąd. Chciałem tylko jeszcze raz stanąć naprzeciw niej i powiedzieć po prostu:- Hello.
Kolejne dni minęły mi na poszukiwaniach. Każdego wieczoru pojawiałem się w barze, mając nadzieję, że ją tam zastanę. Rozmawiałem z barmanem, prosząc go, żeby przekazał jej informację ode mnie. Nie przyszła. Zamieściłem też ogłoszenie w austriackim tygodniku „Falter". Nikt się nie odezwał. W końcu w niedzielę zdecydowałem znów ruszyć w drogę. Nie mogłem siedzieć bez końca w Wiedniu. Jednak wcale nie porzuciłem swojego planu odnalezienia jej, chciałem tylko zebrać myśli.

Wciąż cię szukam
Pamiętam, że całą drogę do Pragi jechałem w deszczu. Później napiłem się i padłem jak nieżywy na łóżko. Czułem, że muszę jechać dalej, żeby nie myśleć, żeby zapomnieć, ale zapomnieć nie byłem w stanie.
Jadąc do Berlina, obiecałem sobie, że daję sobie rok czasu na odnalezienie tej dziewczyny, rok czasu od tego dnia. Musiałem to sobie obiecać, żeby w razie porażki móc się pocieszyć, że zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy.
W Berlinie zostawiłem swój motocykl i wsiadłem w samolot do Warszawy. Spotkałem tam kilku Amerykanów, którzy oprowadzili mnie po mieście. Następnego dnia odszukałem redakcję polskiej gazety, nazywała się „Rzeczpospolita". Chociaż czułem się zażenowany swoim zachowaniem, zamieściłem kolejne ogłoszenie. Dziewczyna, która mnie obsługiwała, była bardzo miła, przetłumaczyła moją prośbę na język polski i tłumaczyła też odpowiedzi, które przychodziły do mnie. Niestety, żadna z odpowiedzi nie była tą, jakiej szukałem. Wiele osób było zainteresowanych nagrodą, nikt natomiast nie mógł mi naprawdę pomóc.
Wyruszyłem w dalszą podróż. W sumie przebyłem 10 000 km, byłem w 12 krajach i 27 miastach. W każdym momencie towarzyszyła mi myśl o pięknej nieznajomej z Polski, tak jest zresztą do dziś.
Kiedy wróciłem do domu, zamieściłem też miesięczne ogłoszenie w krakowskiej gazecie. Znów bez echa. Tuż przed świętami pojechałem do Krakowa rozejrzeć się. Na kilka dni pojawiłem się też w Wiedniu. Niestety barman ze Sky Bar, z którym wcześniej rozmawiałem, już tam nie pracował. Wygląda na to, że zamknęły się przede mną już wszystkie drzwi. Chociaż nie, jest jeszcze szansa dzięki waszej gazecie...
Kiedy z perspektywy czasu zastanawiam się nad tą całą historią, myślę sobie, że może lepiej, że jej nie znajdę. Dziś żyję marzeniami o tej idealnej kobiecie. A może lepiej, abym nie znalazł w tym wyśnionym ideale zwykłego człowieka. Być może byłaby przerażona moją obsesją na jej punkcie, tak jak ja byłbym przestraszony, dowiadując się, że ktoś nieznajomy tak desperacko mnie szuka... Wydaje mi się, że byłbym bardzo zakłopotany, gdybym teraz miał się z nią spotkać. Może wcale byśmy się nie polubili?... Może ma kogoś?... Muszę jednak przyznać, że podróżowałem po całym świecie i jeszcze nigdy nikt nie wywarł na mnie takiego wrażenia, jak ona. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że właśnie dlatego zbyt wcześnie wyszedłem wtedy z tego baru, wystraszyłem się sam swoich uczuć...
Do tej pory noszę w sobie ból. Uwierzcie mi - nie wiedzieć jest najgorszym rodzajem cierpienia...

Wysłuchała Anna Gołębiowska, Polonika nr 133, luty 2006 r.

 

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…