W Polsce będzie wielka euforia

Herbert Prohaska z Bartoszem Niedźwiedzkim, fot. Wolfgang Slavik
Jest niewątpliwie żywą legendą austriackiego futbolu. Został uznany za najlepszego piłkarza w historii Austrii.

W swej karierze zdobył siedmiokrotnie tytuł mistrza Austrii, czterokrotnie sięgał po puchar Austrii. We Włoszech pomógł AS Romie zdobyć pierwsze mistrzostwo po ponad czterdziestu latach. Mowa o Herbercie Prohasce, ikonie wielu tysięcy ludzi w Austrii.

„Schneckerl", jak nazywają go kibice, ukształtował austriacki futbol jak mało kto. Gdy w 1999 roku po raz drugi został trenerem FK Austrii Wiedeń, było dwóch Polaków w jego drużynie – Rafał Siadaczka i Paweł Sobczak. Z 55-letnim Prohaską rozmawiamy o jego wielkiej karierze, o polskiej piłce nożnej i właśnie tej dwójce, którą Prohaska wspomina nie najlepiej.

 

Jak ocenia Pan ogólnie polski futbol?
- Mam dobre zdanie o polskiej piłce nożnej. W przeszłości Polska osiągnęła kilka sukcesów. Doskonale pamiętam trzecie miejsce na Mistrzostwach Świata w 1974 roku lub trzecie miejsce w 1982 roku, gdy Polacy przegrali w półfinale z Włochami, którzy później sięgnęli po trofeum. Wtedy za otrzymane w poprzednich spotkaniach żółte kartki nie mógł wystąpić Zbigniew Boniek. W meczu o trzecie miejsce udało się biało-czerwonym pokonać Francję. Był to fantastyczny okres dla polskiego futbolu.

- Czy uważa Pan, że podobne czasy mogą wrócić?
Jestem optymistyczny, jeśli chodzi o przyszłość polskiej piłki nożnej. Ten wielki kraj ma duży potencjał. Wiem, że Polacy bardzo interesują się sportem, a szczególnie piłką nożną. Polska potrafi mobilizować masy, na stadiony Ekstraklasy przychodzi wiele tysięcy ludzi, panuje tam świetna atmosfera. Pamiętam występy Austriaków w Chorzowie kilka lat temu. Kibice szaleli na trybunach i robili wszystko, by wesprzeć swą drużynę. Na Euro w przyszłym roku na pewno będzie jeszcze bardziej gorąco.

Czego spodziewa się Pan ogólnie od Euro 2012?

- Jestem pewny, że będzie to wielkie widowisko. Słyszałem że FIFA i UEFA są podekscytowani postępami Polski w przygotowaniu turnieju. Tak wielkie wydarzenie mobilizuje cały naród. Wiem jak było trzy lata temu w Austrii. Taki turniej łączy kibiców z całego kraju. Cieszę się już na Euro w Polsce i Ukrainie.

Wspomniał Pan o Zbigniewie Bońku...
- Był to bardzo dobry i słynny zawodnik. Pamiętam jego występy w Juventusie Turyn i AS Romie. Niestety, nie mieliśmy okazji grać ze sobą w jednej drużynie. Dobrze kojarzę także Grzegorza Latę, Włodzimierza Lubańskiego, Kazimierza Dejnę i Roberta Gadochę. Było wielu wybitnych piłkarzy, którzy reprezentowali barwy Polski.

Ubiegłe lata nie byly jednak zbyt fascynujące dla polskiego futbolu.
- Zgadza się. Polska z reguły nie miała trudności w eliminacjach do mistrzostw. Przypominam sobie choćby kwalifikacje do mistrzostw świata w 2002 czy 2006 roku. Wtedy Polska jako jeden z pierwszych zespołów awansowała do turnieju, później jednak żegnała się już po fazie grupowej. Trudno zrozumieć, dlaczego drużyna, która bez problemu poradziła sobie z – po części – trudnymi przeciwnikami, nie miała praktycznie szans na zawodach w Korei, Niemczech czy także na Euro w Austrii i Szwajcarii.

Obecnie Polska ma młody zespół. Trener Franciszek Smuda próbuje stworzyć silną drużynę, co przez ubiegłe kilka miesięcy wyglądało nie do końca fortunnie. Patrząc na ostatnie wyniki, nie ma powodu do wielkiej euforii. Jednak jestem pewny, że w przyszłym roku Polsce się uda dobrze zaprezentować na własnym terenie. Mecze na własnych stadionach, przed własną publicznością dodadzą zawodnikom dodatkowej motywacji. Każdy z piłkarzy będzie dążył do tego, by nie zawieść swych kibiców. Będą walczyć w każdym meczu, by osiągnąć dobre wyniki. Jestem przekonany, że Polska ma duże szanse, by na Euro 2012 osiągnąć coś wielkiego.

Których polskich piłkarzy kojarzy Pan z obecnej kadry?
- Spontanicznie mogę wymienić bramkarzy, którzy na co dzień grają za granicą – czyli Łukasza Fabiańskiego i Artura Boruca. Oprócz nich Sebastiana Boenischa, który miał wybór występować dla Niemców lub dla Polski, a zdecydował się reprezentować barwy biało-czerwone. Także Ebi Smolarek ma słynne nazwisko, nie tylko przez to, że kojarzę jeszcze występy jego ojca, ale także przez dobre występy Ebiego w ligach zagranicznych i także w reprezentacji Polski. Warto także wymienić Jakuba Błaszczykowskiego, który świetnie się rozwinął przez ubiegłe kilka lat i jego kolegę w Borussi Dortmund, Roberta Lewandowskiego.

Wymienił Pan szczególnie piłkarzy, którzy grają za granicą – z wyjątkiem Ebiego Smolarka, który po latach spędzonych poza Polską wrócił do ojczyzny. Czy fakt, że wielu Polskich zawodników gra w ligach zagranicznych, może być atutem?
- Jak najbardziej. Nie uważam polskiej ligi za słabą, natomiast gdy zawodnik chce zrobić wielką karierę, musi szukać drogi do takich państw jak Anglia, Hiszpania, Niemcy czy Włochy. Dobrze świadczy o polskich klubach, że wypuściły wielu silnych piłkarzy.

Także w austriackiej lidze przez wiele lat nie brakowało Polaków. Szczególnie w latach dziewięćdziesiątych było ich tu wiele. Dlaczego obecnie nie ma ani jednego?
- Po pierwsze, bo tutejsze kluby przez wiele lat inwestowały zbyt duże pieniądze i znalazły się w finansowych tarapatach. Spójrzmy przykładowo na Austrię Wiedeń i Sturm Graz. Kluby te szastały pieniędzmi i ściągały przeciętnych zawodników z zagranicy. Później brak pieniędzy zmusił ich do inwestowania we własną młodzieżówkę. I widzimy efekt: te właśnie zespoły są na czele tabeli i walczą o mistrzostwo. W wyjściowym składzie Austrii Wiedeń jest z reguły maksymalnie dwóch obcokrajowców. Dlatego nie ma zbyt silnej motywacji, by sprowadzać zawodników z zagranicy, tym bardziej że są z reguły drożsi. A na tak wybitnych piłkarzy jak Błaszczykowski czy Lewandowski naszych klubów nie stać.

Austria Wiedeń to Pana klub. Przez 15 lat występował Pan w fioletowo-białej koszulce. Dwukrotnie był Pan także trenerem tego klubu, ostatnio w 1999 roku. Wtedy miał Pan pod opieką dwóch Polaków – Rafała Siadaczkę i Pawła Sobczaka. Jakie ma Pan wpomnienia?
- Niestety, mało pozytywne. Tych zawodników nie wspominam zbyt chętnie. Siadaczka co prawda miał potencjał, ale go nie wykorzystał. Prędzej wolał szaleć w wiedeńskich klubach nocnych niż na boisku. Także Sobczak nie miał nastawienia, jakie musi mieć piłkarz, by zrobić karierę. Sam fakt, że potrafił wziąć ślub, by po miesiącu się rozwieść, niedobrze o nim świadczyło. Obaj po prostu nie nadawali się do gry w pierwszej lidze. Natomiast było kilku dobrych polskich piłkarzy w naszej lidze. Na przykład Krzysztof Ratajczyk, Adam Ledwoń, Tomasz Iwan czy Radosław Gilewicz. A także bramkarz Kazimierz Sidorczuk, który dziś jest trenerem bramkarzy Sturmu Graz.

Czego życzy Pan Polsce na Euro 2012?
- Życzę Polsce, aby wybuchła wielka euforia wokół piłki nożnej i szczególnie własnej reprezentacji. Będą piękne stadiony, na których z pewnością zobaczymy dobre mecze. Życzę zespołowi Polski, aby jak najdalej zaszedł w tym wielkim turnieju i aby Polska piłka nożna szła w dobrym kierunku.

Rozmawiał Bartosz Niedźwiedzki, Polonika nr 196, maj 2011

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…