„To bardzo interesujące, co pan mówi” – czyli dlaczego sama znajomość słów to za mało

Gdy mówimy w obcym dla nas języku, nieporozumienia wynikające z nieznajomości pragmatyki danego języka mogą w nie mniejszym stopniu utrudnić nam komunikację niż błędy gramatyczne.

To były moje początki na Birkbeck University. Miałem ułożyć test do oceny studentów. Przedstawiłem swój pomysł na spotkaniu i dowiedziałem, że mój pomysł jest „interesujący”. Pomyślałem – „świetnie, podoba im się!”. Po spotkaniu podszedłem do mojego przełożonego i zapytałem, czy mogę wprowadzić swój pomysł w życie. Na co, zdziwiony szef odparł – „oczywiście, że nie!”. Na co ja: „ale przecież powiedziałeś, że to interesujący pomysł”. On odpowiedział: „tak, dokładnie – interesujący…”. Wtedy zrozumiałem, że to samo słowo w języku angielskim może znaczyć coś zupełnie innego w zależności od intonacji, a pewne utarte dwuznaczności są charakterystyczne dla tego języka i tej kultury. Przymiotnik „interesujący” z mocnym akcentem na pierwszą sylabę oznacza: „to beznadziejny pomysł, ale jestem zbyt kulturalny, żeby powiedzieć Ci to wprost”.

Tak zaczynał swoją karierę w nowym miejscu pracy i nowym kraju, Jean-Marc Dewaele, dziś profesor Lingwistyki Stosowanej i Wielojęzyczności na Birkbeck University w Londynie, który do stolicy Zjednoczonego Królestwa przyjechał z rodzinnej Belgii. Anegdota opowiedziana w czasie wywiadu, jakiego Jean-Marc Dewaelle udzielił serwisowi Wszystko o dwujęzycznści, doskonale ilustruje, jakiego rodzaju problemów może nam przysporzyć komunikacja w nieojczystym języku. I to wcale nie z powodu niedostatecznej znajomości słownictwa czy reguł gramatycznych, ale raczej z braku obycia w danej kulturze, jak powiedzielibyśmy potocznie, czy, ujmując rzecz w językoznawczych terminach, z braku znajomości pragmatyki danego języka.
David Crystal, językoznawca z University College London, definiuje pragmatykę jako nurt badań nad językiem uwzględniający punkt widzenia jego użytkowników. Celem pragmatyki jest więc opisanie, w jaki sposób używamy języka w różnych formach komunikacji, oddziałujemy na siebie nawzajem z jego pomocą, oraz to, jak nasze językowe zachowania są uwarunkowane kontekstem społecznym i kulturowym. Ucząc się od dzieciństwa ojczystego języka, nabywamy wiedzę pragmatyczną równie naturalnie, co nowe słowa i struktury gramatyczne. Dzięki temu bez zastanowienia dobieramy styl wypowiedzi do statusu rozmówcy (zatem na ogół nie mówimy wykładowcy, że niestety nie udało nam się ogarnąć tematu na dzisiejsze zajęcia, bo w weekend była impreza), potrafimy odczytywać nie tylko werbalną część komunikatów (i niekoniecznie wierzymy koleżance, która na naszą prośbę o pomoc odpowiada twierdząco, ale przeciągając samogłoski i patrząc w bok) i zakładamy, że niektóre skonwencjonalizowane wypowiedzi nasi rozmówcy będą interpretowali niedosłownie (toteż zdziwimy się mocno, gdy na pytanie „czy mógłbyś otworzyć okno?” siedzący przy parapecie znajomy odpowie „Mógłbym” i nawet nie ruszy ręką).

Sprawa komplikuje się jednak, gdy zaczynamy mówić w obcym języku, którego raczej uczyliśmy się podczas lekcji niż w trakcie interakcji z jego rodzimymi użytkownikami, i którego tło kulturowe nie jest nam dobrze znane. Część reguł pragmatycznych może być oczywiście transferowalna z naszego rodzimego języka na inne. Grzeczne wyrażenie prośby przy użyciu gramatycznej formy pytania („czy mógłbyś zamknąć okno, czy mogę prosić o sól”) będzie prawdopodobnie zrozumiałe dla osób z wielu kręgów kulturowych, posługujących się odległymi od siebie typologicznie językami. Ale już odczytanie takich wskazówek jak akcent czy gesty, które często, pomiędzy i ponad słowami, niosą bardzo istotne informacje, może przysparzać nam wielu problemów – dochodzi wówczas do takich nieporozumień, jak w historii Jeana-Marca Dewaela, albo jak w scenie, którą miałam okazję zaobserwować na dworcu kolejowym w Kioto, w biurze rzeczy znalezionych. Młody Amerykanin próbował tam wytłumaczyć japońskiemu urzędnikowi, że zgubił w pociągu portfel z kompletem dokumentów i bardzo chciałby go odnaleźć. Urzędnik, świetnie mówiący po angielsku, obiecywał wszelką pomoc w odnalezieniu zguby i przepraszał podróżnego za niedogodności, używając idealnie dobranych do sytuacji słów… i coraz niżej opuszczając głowę, chowając oczy i odsuwając się od kontuaru, nad którym coraz głębiej pochylał się zdenerwowany Amerykanin, przekonany – jak udało mi się później dowiedzieć podczas pogawędki na peronie – że brak kontaktu wzrokowego ze strony Japończyka jest ukrytym komunikatem „idź już sobie, nie mogę ci pomóc, ale nie wypada mi powiedzieć tego głośno”. W kręgu amerykańskiej czy europejskiej kultury byłaby to zapewne trafna interpretacja, w tamtej sytuacji jednak urzędnik przede wszystkim okazywał podróżnemu należny szacunek – patrzenie prosto w oczy obcej osobie byłoby tam nietaktem. Portfel ostatecznie został odnaleziony, a mnie tamta historia dostarczyła dowodu, że gdy rozmawiamy z osobą, dla której nasz język nie jest językiem ojczystym, błędy natury pragmatycznej mogą w nie mniejszym stopniu utrudnić nam komunikację niż błędy gramatyczne.

Za błąd taki moglibyśmy uznać właściwie każdą próbę komunikacji niewłaściwą dla społecznego, kulturowego kontekstu, w którym się aktualnie znajdujemy. Czyli, innymi słowy, używając języka poprawnie, ale nie w taki sposób, w jaki użyłby go native speaker. Tę różnicę dobrze pokazuje model kompetencji językowych Lyle Bachmana, który podkreśla, że do pełnego wykorzystywania wiedzy gramatycznej i leksykalnej niezbędna jest nam kompetencja socjolingwistyczna, byśmy nie tylko wiedzieli, co powiedzieć, ale również, jak powiedzieć.
We współczesnym wielojęzycznym i wielokulturowym świecie zagadnienie to nie jest bynajmniej czysto akademickie. Jak podkreśla Anna Wierzbicka - językoznawczyni polskiego pochodzenia, która większość swojego zawodowego życia spędziła w Australii i poświęciła badaniu różnic i podobieństw między językami – te pragmatyczne rozbieżności mają daleko idące konsekwencje dla codziennej komunikacji. Problem pojawia się zwłaszcza wówczas, gdy zakładamy, że nasz rozmówca będzie kierował się tymi samymi normami, co my, nawet jeśli pochodzi z innego kręgu kulturowego i językowego: czyli będzie uważał za uprzejme, logiczne takie same komunikaty, które uprzejme czy logiczne są dla nas. Zdaniem Wierzbickiej ta nieświadomość różnic jest najczęściej udziałem osób, które znają tylko jeden język. Gdy w dodatku jest to język o wysokim statusie, na przykład angielski czy niemiecki, tym większe jest prawdopodobieństwo, że użytkownicy tych języków ulegną pokusie i uznają obowiązujące w nich normy za uniwersalne. A stąd tylko krok do poważnych nieporozumień.
Wydaje się zatem, że nabywanie pragmatycznej wiedzy powinno być istotnym składnikiem procesu uczenia się drugiego języka. Oprócz wkuwania kolumn słówek, ćwiczenia koniugacji i wymowy dyftongów powinniśmy jednocześnie, jako uczący się, poszukiwać informacji, w jaki sposób nabywaną właśnie wiedzę stosować w praktyce. Najlepiej byłoby oczywiście, żeby kompetentnym przewodnikiem był nauczyciel języka, który poinstruuje nas na przykład (co dobrze pamiętam z własnych pierwszych lat uczenia się angielskiego) że w odpowiedzi na powitalne „How are you?” rzucone przez Brytyjczyka wystarczy zwięzłe „I’m fine” i bynajmniej nie należy się zwierzać, że jest mi smutno, bo przedwczoraj zmarł mój chomik, ale pociesza mnie dobrze zdany egzamin z angielskiej gramatyki opisowej (choć po polsku takie zwierzenia byłyby mniej szokujące); albo że czas ciągły zaprzeszły wystarczy mieć opanowany przed klasówką, a podczas konwersacji w pociągu jadącym przez Walię najsensowniej będzie go sobie darować. Rzecz jasna, zdobywanie takiej międzyjęzykowej i międzykulturowej kompetencji nie musi od razu oznaczać automatycznego kopiowania wszystkich zachowań typowych dla nowego języka; mając świadomość reguł możemy je dowolnie dostosowywać do własnych potrzeb i aktualnych celów. Jednak rozsądnym minimum wydaje się zorientowanie się w nowych pragmatycznych regułach przynajmniej na tyle, by trafnie rozumieć, co tak naprawdę ma na myśli mówiący do nas native speaker. Może to być przydatne, aby niepotrzebnie nie tworzyć nowego testu dla studentów, jak miał zamiar to zrobić prof. Dewaelle, albo nie denerwować się, że rozmówca z niewiadomych przyczyn zupełnie nas ignoruje.

                                        Joanna Durlik


Serwis Wszystko o dwujęzyczności jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Uniwersytetu Warszawskiego. Utwór powstał w ramach zlecania przez Kancelarię Senatu zadań w zakresie opieki nad Polonią i Polakami za granicą w 2016 roku. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o zleceniu zadania publicznego przez Kancelarię Senatu oraz przyznaniu dotacji na jego wykonanie w 2016 r.”.

 

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…