Bazyliszek mieszkał w Wiedniu

Kamienica przy Schönlaterngasse 7, fot. Mariusz Michalski

Bazyliszek był stworzeniem złowrogim i budzącym lęk. Przeżył w legendach, zarówno w Polsce jak i Austrii.

W Warszawie mieszkał w lochu w kamienicy Starego Miasta. Śmiałek pokonał go, udając się do lochu pokryty od stóp do głów zwierciadłami - gdy bazyliszek spojrzał w nie, zabił się własnym wzrokiem. A co mówi legenda o wiedeńskim bazyliszku?

Z placu św. Szczepana spacerkiem można dojść na Schönlaterngasse 7. Stoi tu kamienica, tzw. Basiliskenhaus. W podwórku tej kamienicy była kiedyś stara studnia, w której miał zamieszkiwać bazyliszek. Do dziś zachowała się część murów tej powstałej w XIII w. kamienicy. Na ścianie znajduje się malowidło ścienne, ilustrujące wiedeńską legendę o bazyliszku. W XVIII w. we wnęce budynku umieszczono kamienną figurę, przedstawiającą jego postać. Pamięć o tym, co działo się w tym domu, przetrwała też w nazwie sąsiedniej ulicy: Drachengasse, czyli ulica Smoka.

A co mówi legenda? Jest rok 1212. Anna skończyła właśnie przed dwoma dniami, 10 czerwca, szesnaście lat. Jasnowłosa dziewczyna wymachuje wiadrem, wchodząc o świcie na podwórko. Słońce jeszcze nie wzeszło, ale u piekarza Garhiebla praca już wre, aby mieszkańcy Wiednia mieli świeże pieczywo na śniadanie.

Anna wspominała wczorajszy festyn, wydany z okazji nadania przez papieża Fryderykowi II tytułu rzymsko-niemieckiego cesarza. Szczęśliwie festyn ten zbiegł się z jej urodzinami. Samo święto nie było tak ważne jak fakt, że Johann podarował jej na urodziny zrobioną własnoręcznie, pięknie pomalowaną różę.

Anna najchętniej podbiegłaby do studni w podskokach, ale wstrzymała ją myśl o niedawnych urodzinach, przypomnienie, że już nie jest dzieckiem. Podeszła do studni, przymocowała wiadro do żelaznego łańcucha. Wkrótce zauważyła, że wody w studni wyraźnie ubyło. Zdumiona pochyliła się głębiej i wtedy potworny odór uderzył w jej nozdrza. Nie mogła złapać oddechu. Chciała krzyczeć, ale nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Dopiero gdy osunęła się obok studni i złapała haust świeżego powietrza, zazcęła krzyczeć tak, że zbudziła całą kamienicę. Ludzie wybiegli na podwórze.

Wszyscy pytali, co się stało. Po chwili Anna była w stanie powiedzieć, co przeżyła. Wtedy jej Johann stwierdził, że zejdzie w głąb studni, żeby sprawdzić, co jest powodem tego strasznego smrodu. Johann był silnym, odważnym chłopakiem, jednym z czeladników piekarza Garhiebla. Zależało mu, bu udowodnić Annie, że nie jest mu obojętna.

Johann opasał się sznurem, który przytrzymywał mistrz Garhiebl i drugi czeladnik, przyjaciel Johanna, Georg.

Minęło kilka sekund, gdy wszystkich dobiegł urwany krzyk z głębi studni. Sznur się naprężył, więc mężczyźni czym prędzej zaczęli wyciągać chłopaka w górę. Okazało się, że stracił przytomność.

Jedna z osób posłała po lekarza i po sędziego Jakoba von der Hülden. Johann odzyskał na chwilę przytomność i opowiedział, że w świetle pochodni dostrzegł na dnie studni potwora, który nie przypominał ani ptaka, ani ryby. Wyglądał jak wielki kogut, jego skrzydła były ogromne jak u smoka. Dziób miał jak u orła. Najdziwniejszy był jego jaszczurzy ogon i krótkie, zakończone pazurami nogi.

- Smród był potworny, ale najgorsze były jego oczy, gdy na mnie spojrzał, natychmiast zemdlałem! - opowiadał chłopak. I ledwo wypowiedział te słowa, stracił ponownie przytomność. Zaniesiono go do izby.

Doktor Pollitzer, który obserował chłopaka i wysłuchał jego opowieści stwierdził, że z pewnością chodzi tutaj o bazyliszka. Słyszał o nim wielokrotnie w podróżach do egzotycznych krajów. Jest tylko jeden sposób, żeby go zgładzić: trzeba przytrzymać przed jego oczami kawałek błyszczącego metalu, gdy potwór się w nim przejrzy i zobaczy własną postać, umrze natychmiast.

Kto zdobędzie się jednak na taką odwagę? Spośród obecnych na podwórzu nikt nie wyraził chęci zejścia w głąb studni. Zaczęto więc dopytywać doktora, czy nie ma innego sposobu? Doktor poradził więc, by zasypać studnię kamieniami. Mistrz Garhiebl wiedział, że straci w ten sposób studnię, ale zgodził się na to bez namysłu. W ten sposób bazyliszek miał zginąć przywalony głazami.

Inna wersja legendy mówi jednak, że to dzieleny Georg, przyjaciel Johanna, zdecydował się zejść do studni. Doktor przewiązał mu oczy, do ręki dał duże lustro. Gdy bazyliszek w nie spojrzał, natychmiast stracił życie.

W obu wersjach legendy Johannes umiera. Anna zaś wychodzi za mąż za Georga.

Najciekawsze jest to, że w historcznych dokumentach jest zapis, iż w domu na Schönlaterngasse 7 miało miejsce jakieś niezwykłe zdarzenie i dotyczyło ono właśnie studni znadującej się na podwórzu mistrza Garhiebla. Udokumentowane i potwierdzone jest też nazwisko sędziego będącego świadkiem zdarzenia, Jakoba von der Hülben.

Możliwe, że chodziło tylko o fantazje młodej służącej i przestraszonego czeladnika, który w blasku pochodni mógł dostrzec w studni coś, czego tam nie było.

Żyjący w XIX w. geolog, Eduard Suess, twierdził, że ze studni mógł wydobywać się gaz ziemny.

Jednak pytanie, na które po 800 latach nie znamy odpowiedzi, brzmi: co się rzeczywiście wydarzyło przy tej studni? Prawda nadal czeka na swoich odkrywców.

Patrycja Brzoza, Polonika nr 195, kwiecień 2011

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…