Życie jest chemią
Mówi się, że pisarze są alkoholikami. Być może. Tylko niestety wszyscy zdają się zapominać o tym, że pisarz również składa się z ok. 70 % z wody, z 1,5% żelaza oraz innych mikroelementów, dajcych w sumie tego nieszkodliwego, nieco znużonego osobnika, który mimo wszystko przyjaźnie uśmiecha się do nas z okładki swojej książki.
Wszystkie te chemiczne pierwiastki szukają od czasu do czasu połączenia z alkoholem. Wiedział o tym już Goethe, kiedy pisał Powinowactwo z wyboru, wie o tym współczesna medycyna i w międzyczasie wie też już co drugi policjant z drogówki.
To, że również moje chemiczne związki wchodzą czasami w krótki stosunek z winem, nie jest tajemnicą. Ma on jednak wiele powodów. Gdy jakiś dobry czas temu skończyłem 25 lat, doszedłem do przekonania, że w tym wieku najlepiej byłoby się położyć i umrzeć. Położyłem się, ale nie umarłem. Ale za to przynajmniej odczułem duże zwątpienie w ludzką egzystencję, które w kręgach fachowych określa się jako neurozę o podłożu maniakalno -depresyjnym. Rezultatem było to, że nie mogłem przejść przez ulicę, póki nie obszedłem drzewa trzy razy naokoło. Gdy brakło drzewa, zadowalałem się znakiem drogowym. Nabawiłem się nawet arytmii serca, której jednakże mój kardiolog nie docenił odpowiednio. Przepisał mi magnez, a nie jak skrycie żywiłem na to nadzieję, betablokery.
Nie wiem, ile by to jeszcze trwało, gdybym pewnego dnia nie odwiedził mojego przyjaciela. Mieszkanie było wypełnione ludźmi, których nie znałem. Robili właśnie coś, co się nazywało degustacją wina. Wyglądało to dosyć snobistycznie. Przed każdym leżała komórka. Kiedy jednak zadzwoniła, wszyscy patrzyli na jej właściciela, jakby właśnie puścił bąka. Ciekawe: po co oni je w takim razie wyjęli? Kiedy akurat nic się nie działo i nie dzwoniło, panowie gadali o postępach swojego bekhendu. Panie były natomiast podejrzanie milczące. Ach, i jeszcze jeden szczegół na marginesie. Trzeba było zapłacić wstęp! Z wizytą w prywatnym mieszkaniu u mojego przyjaciela musiałem zapłacić wstęp. Ale że byłem ignorantem w materii wina, wpuszczono mnie za darmo. Dostałem kieliszek i nie musiałem nic mówić. Inni ćwiczyli zgadywanie w stylu „południowe zbocze”, „pinot gris”, „nie”, „sekunda”, „chardonnay”, „jestem prawie pewny rocznik 1995”. Pozostali przytakiwali albo protestowali – zależnie od sytuacji. W każdym razie robili minę, jakby w myślach przerabiali Fausta. Im dłużej to trwało, tym mniej mówiłem i otwierałem w końcu mój dziób już tylko z powodu wina.
Wino rzeczywiście było dobre, obojętnie, czy to z południowego zbocza czy z Grossglocknera. Po dwóch godzinach zupełnie niepostrzeżenie wyżłopałem całego najlepszego pinot gris.
Drogocenna kropla została zbrukana przez mój amatorski przełyk. Spojrzano na mnie jakbym miał trąd albo jedną z tych modnych chorób, które ostatnio docierają do nas z Afryki. Rzeczywiście, nie czułem się najlepiej. Właściwie fatalnie. Podniosłem się z krzesła i mówiąc co chwila: „przepraszam”, „przepraszam”, wymaszerowałem tak jak stałem z mieszkania. Wiem tylko, że ktoś tak zręcznie otworzył mi drzwi, iż w ogóle nie zauważyłem, kiedy znalazłem się na korytarzu. To był mój przyjaciel.
W domu zapadłem w specyficzne otępienie, które określa się zupełnie słusznie snem alkoholika. Na drugi dzień obudziłem się o dziwo tylko z leciutkim kacem. Czułem jeszcze moją arytmię, ale coś się zmieniło. Nie wiem dlaczego, ale przysięgłem sobie, że odczekam kolejne 25 lat, zanim umrę.
Teraz czekam na jakąś nową chorobę. W końcu żyje się tylko raz, jak to mają w zwyczaju powtarzać ludzie po paru kieliszkach. Ale to, że życie można ratować wiele razy, wie tylko wprawiony konsument wina. W każdej encyklopedii znajdziemy na to dowód. Jest tam bowiem napisane czarno na białym: życie jest chemią.
Radek Knapp, Polonika nr 293.
Radek Knapp, ur. w 1964 r. w Warszawie. W Wiedniu mieszka od 1976. Przełom w jego pisarskiej karierze nastąpił w roku 1994 po wydaniu zbioru opowiadań Franio, za którą otrzymał nagrodę literacką Aspekte, a kolejne duże sukcesy dały mu Kaczka a l’orange, Lekcje pana Kuki, Papierowy tygrys, Podróż do Kalina, Instrukcja obsługi Polski, Osioł na ósmym piętrze. W 2008 roku powieść Lekcje pana Kuki, za którą autor otrzymał Nagrodę Adalberta von Chamisso Fundacji Boscha, została sfilmowana. Książki Knappa zostały przetłumaczone na język polski, włoski i słoweński.
Wśród jego późniejszych książek znalazły się Papiertiger (2003), Podróż do Kalina (2014) oraz Der Gipfeldieb (2015).
W ostatnich latach Knapp wydał Der Mann, der Luft zum Frühstück aß (2017) – zbiór opowiadań o absurdach codzienności, a także Die Stunde der Geburt / The Hour Of Birth (2017), inspirowane grafikami Alfreda Kubina. W 2020 roku ukazała się jego książka eseistyczna Von Zeitlupensymphonien und Marzipantragödien, w której w humorystyczny sposób przygląda się Austrii oczami imigranta.
Jego twórczość, pełna błyskotliwych spostrzeżeń i dowcipnych narracji, zdobyła uznanie zarówno wśród niemieckojęzycznych, jak i polskich czytelników.