Polsko-austriacki interes

Koło Polskie w Wiedniu, 1913 r. Fot. Wikimedia Commons

Polsko-austriacki interes

O polskich karierach politycznych w Austrii na przełomie XIX i XX wieku.

Gdybyśmy spojrzeli na sytuacje ludności polskiej we wszystkich zaborach i porównali ze sobą, doszlibyśmy do wniosku, że najbardziej opresyjnym zaborem w stosunku do Polaków był zabór… austriacki! Germanizowano na potęgę, nie licząc się zupełnie ze zdaniem polskich poddanych, ich tradycją i religią, szpiegowano, zaś najważniejszą instytucją była tajna policja, tępiąca wszelkie tendencje niepodległościowe Polaków. Dzisiaj jednak niewiele osób o tym pamięta. Mało tego, jeszcze ćwierć wieku temu, gdy żyły ostatnie osoby pamiętające Austro-Węgry, większość z nich z nostalgią wracała do czasów dzieciństwa, podkreślając, że tak dobrze jak za cesarza to im nigdy nie było.
            Panuje powszechne przekonanie, że zabór austriacki był najbardziej „light”, czego najlepszym przykładem jest to, że nikomu nie przyszłoby do głowy wieszać portretów kajzera Wilhelma czy cara Mikołaja, podczas gdy wąsaty Franciszek Józef to element wystroju wielu lokali, choćby w Krakowie. Co więc się stało takiego, że w ciągu jednego, dwóch pokoleń opinia o austriackim zaborcy zmieniła się o 180 stopni i dziś nikt już Austrii nie postrzega negatywnie jako zaborcy?
           

Zygmunt Ajdukiewicz, Franciszek Józef na krakowskich Błoniach, ok. 1898 r. Fot. Wikimedia Commons

Otóż odpowiedź na to pytanie jest bardzo złożona. Należy podkreślić dwa najważniejsze czynniki: po pierwsze, zmiany polityczne, jakie zaszły w Europie w wieku XIX, po drugie – a może przede wszystkim – zmianę w podejściu elit polskich do zasiadającego w Wiedniu na tronie cesarza. W niniejszym artykule chciałbym skupić się na tym drugim elemencie. Nie sposób jednak mówić o tym, zupełnie pomijając kwestie polityki. Dlatego krótka ściągawka z tego, co się wydarzyło niekorzystnego dla Austrii, co spowodowało zmianę jej polityki wewnętrznej.

Między Austrią mocną i Austrią słabą
Austria mogła sobie pozwolić na opresyjność tylko wtedy, kiedy była silna, a więc przez pierwsze pół wieku po rozbiorach, kiedy to brała udział w kampaniach przeciwko Napoleonowi, walnie przyczyniając się do upadku „korsykańskiego rozrabiaki”. W 1815 r., w trakcie Kongresu Wiedeńskiego, ówczesny cesarz Franciszek II był najmocniejszym obok cara Aleksandra monarchą w Europie. Mógł więc sobie pozwolić na to, by nie liczyć się z Polakami. Sytuacja zaczęła się jednak zmieniać pod koniec lat 40. XIX stulecia. Wówczas to potęga tronu Habsburgów zachwiała się za sprawą niemieckich poddanych, w tym przede wszystkim Węgrów, którzy się zbuntowali. Wówczas po raz pierwszy okazało się, że niemieckie wojska broniące dzielnie cesarza mogą nie wystarczyć.
            Wtedy to też na tron wstąpił Franciszek Józef I, który musiał pogodzić się z nową sytuacją: powrót do absolutyzmu okazał się niemożliwy. Klęska w bitwie pod Sadową w 1866 r., zadana przez najbliższych Austriakom Prusaków, spowodowała, że Franciszek Józef II musiał „wymyślić” swój kraj na nowo. Nie mógł więcej opierać swoich rządów o więzi z Niemcami, gdyż ci po porażkach austriackiego oręża ciążyli ku Prusom.
            W tym momencie na arenie dziejów pojawiają się Polacy, którzy splotem różnych okoliczności staną się wkrótce jednym z najmocniejszych filarów, na którym wąsaty cesarz będzie opierać swoją władzę. Ale po kolei. Dla Wiednia stało się jasne, że nie ma możliwości dalszej egzystencji bez poważnego potraktowania mniejszości zamieszkujących monarchię. Stąd pomysł dyplomu październikowego, którego autorem był Agenor Romuald Gołuchowski, namiestnik Galicji, a w latach 1859–1861 minister spraw wewnętrznych Austrii. Dyplom powoływał sejmy krajowe, którego reprezentanci mieli brać udział w obradach Reichstagu. Chociaż cesarz próbował się nieco rakiem wycofać z tego pomysłu, to jednak po klęskach w wojnie z Prusakami musiał zgodzić się na wyodrębnienie Węgier i stworzenie dualistycznego państwa.

Ugoda polsko-austriacka
O ile gest ten na swój sposób rozwiązał problem węgierski, o tyle wygenerował inne trudności. Bo skoro Węgrzy mogą mieć swoje państwo w ramach monarchii, to dlaczego nie Polacy czy Czesi? Jeśli idzie o Czechów, sprawa była tam o tyle prosta, że niemiecki żywioł nie chciał pozwolić na tego typu rozwiązanie (zadeklarowanych w swojej czeskości Czechów wcale nie było więc tak wielu), poza tym rozwinięty przemysł był zbyt istotny z punktu widzenia Wiednia, by można go było oddać Czechom. Nie bez znaczenia był również słowianofilizm Czechów, przez co obawiano się, że staną się oni V kolumną Rosji.
            Inaczej sprawa się miała z Polakami, których było ok 5 mln., a ponadto odrzucali słowianofilizm, gdyż od Niemców bardziej nie lubili tylko Rosjan. Jak się wydaje, Franciszek Józef mógłby być nawet skłonny, by stworzyć potrójne polsko-austriacko-węgierskie cesarstwo, jednak na drodze ku temu stanęli Węgrzy i Rosjanie. Pierwsi obawiali się, że stracą swoją wyjątkową pozycję w dualistycznej monarchii, dlatego do samego końca istnienia Austro-Węgier madziarscy politycy będą zwalczać ten pomysł. Z kolei Rosjanie nie chcieli dopuścić, by pod ich nosem (Galicja wszak graniczyła z zaborem rosyjskim) powstał zalążek niepodległego państwa polskiego, gdyż już teraz nie radzili sobie z polską irredentą (patrz: Powstanie Styczniowe).
           
Wobec tych argumentów Franciszek Józef I nie mógł więc zezwolić na wyodrębnienie Galicji. Z drugiej jednak strony nie chciał sobie Polaków zrażać, w efekcie czego zgodził się na pewną grę pozorów. Zabawa polegała na tym, że da on Polakom pełną wolność, jeśli idzie o samorządzenie, natomiast będzie to miało charakter niepisanej umowy. W efekcie Polacy poprą jego władzę i będą lojalni wobec korony cesarskiej. A ponadto co wybitniejsze jednostki będą miały drzwi otwarte do najbardziej prestiżowych stanowisk politycznych w kraju.
            Galicyjskie elity stanęły więc przed trudnym wyborem i ostatecznie, za sprawą deklaracji „Przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy”, zgodzono się na proponowane przez cesarza rozwiązanie. Kompromis ten w jakiś sposób satysfakcjonował wszystkich: cesarz zyskał poparcie Polaków, Polacy de facto otrzymali pewien rodzaj autonomii, zaś Rosjanie i Węgrzy nie mieli formalnego argumentu, by do czegokolwiek się przyczepić. Nie nazywano więc pewnych faktów, by nikogo nie drażnić. Tak jak nie nazwano funkcji obecnego od 1871 r. ministra ds. Galicji w każdym kolejnym rządzie. Był on „ministrem bez teki”, a wszyscy wiedzieli, jakie ma kompetencje. Nie była to więc wiernopoddańcza deklaracja, a swoistego rodzaju deal, możliwie najbardziej korzystny w tamtych okolicznościach.
           
Wkrótce więc w Galicji zaczęły się reformy. Urzędy zaczęto polonizować, w efekcie czego pracujący dotąd austriaccy i czescy biurokraci otrzymali prosty komunikat – chcesz dalej pracować? Masz mówić po polsku! Część więc wyjechała – jeśli mogła i miała gdzie, część natomiast zaczęła przyjmować polski punkt widzenia. Polscy politycy z Galicji mogli deklarować swoją polskość praktycznie na każdym kroku, a jednocześnie zasiadać na najwyższych stanowiskach, z fotelem premiera włącznie. Ponadto Koło Polskie w wiedeńskim parlamencie stało się wiodącą siłą, z którą to blisko przez ćwierć wieku musieli się w Austrii liczyć wszyscy.

Polacy w austriackim rządzie
Polski i austriacki interes na przełomie XIX i XX wieku współistniał w idealnej symbiozie. Dlatego chętnie sięgano po polskich polityków. Tacy ludzie jak Agenor Maria Gołuchowski, Julian Dunajewski, Florian Ziemiałkowski, Kazimierz Badeni czy Leon Biliński zdobyli sobie w Wiedniu wielką popularność.

Agenor Maria Gołuchowski w swoim gabinecie, 1901 r.
Wiener Bilder. Illustriertes Familienblatt fot. Wikimedia Commons

Agenor Maria Gołuchowski przez 11 lat zasiadał na stanowisku ministra spraw zagranicznych. Był wybitnym negocjatorem, który kreował bałkańską politykę cesarstwa w bardzo ważnym dlań okresie. Jego rządy to względny spokój, jeśli idzie o stosunki międzynarodowe Austro-Węgier z innymi krajami, szczególnie Rosją. Był politykiem rozważnym i powściągliwym, co przyniosło mu szacunek wśród wielkich ówczesnego świata, z rosyjskim carem i pruskim cesarzem na czele. Popierał również, na ile tylko mógł, polską rację stanu, w efekcie czego wsparł kardynała Jana Puzynę, by ten sprzeciwił się wyborowi prorosyjskiego kardynała Rampolli na papieża.

Julian Dunajewski Józefa Czecha Kalendarz Krakowski na rok 1901. Fot.Wikimedia Commons

Julian Dunajewski miał podobnie duże zasługi, zarówno dla Austrii, jak i Galicji. Podobnie jak Gołuchowski, również i on służył 11 lat cesarzowi, zasiadając na stanowisku ministra finansów w jednym z najbardziej stabilnych rządów w historii Austrii pod przewodnictwem hrabiego Eduarda von Taffe. Dunajewski w młodości był podejrzany o antyaustriackie działania, później zaś nie tylko uratował kraj przed finansowym kryzysem, ale uzdrowił go, pozostawiając budżet z nadwyżką. Jest to doskonały przykład zmian, jakie zaszły w monarchii w ciągu kilkudziesięciu lat.

Florian Ziemiałkowski, ok. 1880 r. Fot. Wikimedia Commons

Florian Ziemiałkowski jako „minister bez teki”, odpowiedzialny za sprawy Galicji, przez 15 lat współpracował z trzema premierami: Auerspergerem, Stremayerem i Taffe. On również posiadał niepodległościową kartę – za czasów młodości podejrzany był o antypaństwową działalność, a nawet skazano go za to na śmierć. Wyrok później zmieniono na kilka lat ciężkiego więzienia. Gdy ostatecznie po Wiośnie Ludów powrócił do Lwowa, bardzo szybko zbudował swoją pozycję jako prawnik, a następnie prezydent miasta. Niskie pochodzenie społeczne (ojciec był kucharzem) determinowało go do osiągania coraz to wyższych stanowisk politycznych. Był człowiekiem niezwykle zaciętym i stanowczym, co na starość stało się jego wadą, gdyż zbyt wiele uwagi przywiązywał do nic nieznaczących drobiazgów. Pozostał legendą ze względów politycznych, ale również towarzyskich, gdyż jego dom mocno animował polską społeczność w Wiedniu.

Kazimierz Badeni. Fot. Wikimedia Commons

Kazimierz Badeni, który od 1895 do 1897 roku pełnił funkcję premiera, jest przykładem tego, że nie trzeba nawet dobrze władać niemieckim, by być najważniejszym politykiem w Austrii. Gdy obejmował stery rządu, miał być niczym Taffe „premierem na lata”, jednak jego śmiałe działania na rzecz równouprawnienia Czechów spowodowały doń niechęć Niemców, która przybrała tak histeryczny charakter, że w obawie przed rozszerzeniem się zamieszek na resztę kraju cesarz zdecydował się przyjąć jego dymisję. Wcześniej jednak udało mu się przeforsować wprowadzenie V kurii, reformującej ordynację wyborczą, na której się „wyłożyło” mnóstwo jego znakomitych poprzedników, ze wspominanym Taffe na czele. Przez wielu uważany był za ostatniego polityka wielkiego formatu, który chciał przestawić dualistyczną monarchię na nieco inne tory, co jednak mu się nie udało.

Leon Biliński. Fot. Charles Scolic/ Wikimedia Commons

Leon Biliński jest kolejnym politykiem polskim, o którym należy wspomnieć. Był prezesem Koła Polskiego w Radzie Państwa, reprezentował propolską postawę patriotyczną, ale był zarazem zwolennikiem cesarza Franciszka Józefa. Pełnił szereg funkcji w administracji austro-węgierskiej, m.in. był prezydentem C.K. Austriackich Kolei Państwowych, wieloletnim ministrem finansów, a przez pewien okres Wspólnym Ministrem Finansów, mając w swoich kompetencjach sprawowanie pieczy nad Bośnią i Hercegowiną. Biliński posiadał bardzo wysoką pozycję w Austrii i należał do jednego z najbardziej zaufanych ludzi Franciszka Józefa.

Oczywiście ten wybiórczy w swej treści opis wybitnych polskich polityków robiących karierę w austriackim rządzie nie wyczerpuje tematu. Takich osób było dużo więcej. Zdecydowałem się na wybór najciekawszych w mojej opinii sylwetek, by na ich przykładzie pokazać, jak to się stało, że Polacy dochodzili do najwyższych stanowisk w austriackiej monarchii. Co może nam dać odpowiedź na postawione we wstępie pytanie, dlaczego dziś patrzymy na zabór austriacki dużo bardziej przychylnie, niż na zabór pruski czy rosyjski.

Tomasz Jacek Lis, Polonika nr 277, marzec/kwiecień 2020.

BIEŻĄCY NUMER

PRZEGLĄD IMPREZ

Nasz Wiedeń

Deutschsprachige Texte

So sind wir

POGODA w WIEDNIU