Kocham Kraków i Wiedeń

Joanna Janda, fot. archiwum prywatne

- Muszę przyznać, że uważam się za kobietę spełnioną, która z pogodą i dużą dozą optymizmu budzi się każdego dnia, solidnie go zalicza i z nadzieją patrzy w przyszłość - mówi Joanna Janda, rodowita krakowianka, która od 25 lat mieszka w Wiedniu. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozmawiamy m.in. o powieści Kłamczucha, której akcja rozgrywa się w tych dwóch tak bliskich jej miastach.

Pochodzi Pani z Krakowa. Jak wspomina Pani swoje rodzinne miasto?
- Różnych ludzi spotkałam w moim życiu. Wszyscy oni pozostawili po sobie jakiś ślad. W latach „krakowskich" obracałam się w kręgu ledwie koniec z końcem wiążącej, ale umiejącej czerpać z pełni życia, nie zawsze popularnej za swoje przekonania ówczesnej inteligencji. Przez lata pracowałam w Pracowni Konserwacji Zabytków, poznałam tam ciekawych i mądrych ludzi, wielkich patriotów. To nie byli tylko architekci - to byli artyści, którzy kochali Polskę, jej historię. Ich ogromna wiedza na temat naszej historii i historii sztuki sprawiała, że odnosili się z wielkim szacunkiem do tego, co polskie. Nauczyłam się od nich wiele...

Kiedy przyjechała Pani do Wiednia? Co było przyczyną wyboru tego właśnie miasta?
- Wiedeńska era mojego życia rozpoczęła się w pierwszych dniach przepięknego, słonecznego września 1986 roku. Od początku spotykałam się z dużą sympatią i życzliwością wiedeńczyków, lubiących nie tylko ład i porządek, ale też umiejących się świetnie bawić, najchętniej popijając niespotykaną nigdzie indziej w szerokim świecie mieszaninę wody z winem, czyli po prostu „G'spritzer Weiss oder Rot".
Można by sądzić, że był to wyjazd w celach turystycznych... - Do Austrii przyjechałam „za mężem", jak inni szukaliśmy tu lepszego życia, innych możliwości - to był przecież ten niedobry okres w Polsce. W dwa lata później dołączyła do nas córka, Dominika, która od razu, bez jakiegokolwiek przygotowania, znalazła się w II klasie szkoły podstawowej, ale poradziła sobie świetnie, choć na początku nie rozumiała ani słowa po niemiecku.
Byliśmy ciekawi tego kraju, bo zarówno moja rodzina jak i rodzina męża pochodzą ze Lwowa w dawnej Galicji. I Austria i Wiedeń były nam bliskie, znane bowiem z opowieści naszych rodziców i dziadków.

Jakie były pierwsze lata emigracji?
- Mieliśmy sporo szczęścia, bo poznaliśmy Austriaków, którzy nam bardzo pomogli nie tylko stanąć na nogi, ale dali nam wiele praktycznych wskazówek, jak organizować życie od nowa, jak funkcjonować w kraju, w którym wszystko było wtedy tak inne od tego, co znaliśmy w Polsce...
Przez wiele lat pracowaliśmy z mężem w firmie Lechner&Sohn, zajmującej się dystrybucją książek, mieliśmy więc z nimi na co dzień do czynienia. Miłość do książek wyniosłam z domu, moi rodzice dbali o dobór lektur podsuwanych córkom do czytania, nauczyli nas miłości do książek. Czasami bywało, że kupowało się książkę zamiast modnego ciuszka czy innych, z praktycznego punktu widzenia, bardziej potrzebnych rzeczy. Wspaniałe więc dla mnie było to, że pracując codziennie mogłam mieć w ręku książkę, że mogłam ją przeczytać, zanim pojawiła się w księgarni.
Moje dzisiejsze życie jest rodzinnym byciem we trójkę, z mężem Jeremim, córką Dominiką i nieodłącznym naszym towarzyszem, jamnikiem szorstkowłosym o dość ostro brzmiącym imieniu Kornet.

Kiedy zaczęła Pani pisać?
- Moje pisanie zaczęło się na przełomie wieków, z chwilą odejścia mojego ojca, który każdym swoim słowem, każdym gestem, uśmiechem zostawił w mojej duszy ślad. Był wspaniałym człowiekiem, uważałam, że powinien pozostać nie tylko w pamięci najbliższych. Napisałam więc „Wspomnienia mojego ojca obrazami pamięci malowane" i wiem, że wywołały one łezkę wzruszenia u czytających tak z kręgu rodziny, jak i innych... Mój ojciec był działaczem AK w Buczaczu na dawnych Kresach Wschodnich. Chodził do tego samego gimnazjum co między innymi Szymon Wiesenthal. Dlaczego napisałam tę książkę? Mój ojciec nigdy nie ujawnił swojej działalności, najpierw ze względu na bezpieczeństwo swojej rodziny, a potem już po prostu było za późno. Opowiadał nam wiele o tamtych czasach i pomyślałam, że byłoby bardzo szkoda, gdyby te historie poszły w zapomnienie. Któregoś dnia kupiłam więc gruby brulion i zaczęłam pisać. Książka Wspomnienia mojego ojca obrazami pamięci malowane wydana została w Krakowie przez Wydawnictwo Akademickie w 2005 r.
W listopadzie 2006 roku, w chłodny i wilgotny wieczór, wracając myślą do pobytu wśród bliskich w Krakowie, mając pod powiekami obraz migoczących płomieni świec na nagrobkach cmentarnych, zaczęłam pisać wiersze. Na początku były smutne, szkliste od łez, szlochające bólem. Z czasem wypogodziły się, nabrały dystansu do spraw i ludzi, stały się bardziej dojrzałe. W tej chwili mam gotowy do druku tomik liczący około stu wierszy z własnymi ilustracjami. Pozostałe czekają w szufladzie na uporządkowanie i przygotowanie do wydania...

Jak zrodził się pomysł napisania powieści Kłamczucha?
- Pomysł zrodził się wczesną jesienią roku 2007, całkiem przypadkiem podczas spaceru pełnymi uroku willowymi uliczkami mojej dzielnicy. W przeciągu kilku minut opracowałam w myśli koncepcję, z tytułem i głównym wątkiem opowiadającym o dziwnym życiu „szarej myszki", Jolanty Kuś. Po powrocie do domu usiadłam do komputera i zaczęłam pisać...
Uważałam, że warto napisać o Polakach na emigracji w Austrii, jest nas przecież tak wielu. Nasze historie nie są takie same, różnią się bardzo często od siebie - stąd też ta moja opowieść o Kopciuszku, jak to określiła jedna z recenzentek, jest historią, która mogłaby się przydarzyć każdej z nas. W tej opowieści nie ma nic nierealnego. Pisząc o emigracji, nie musimy jej przecież pokazywać jako dopust Boży czy karę za niepopełnione grzechy. Są wśród nas ludzie, którzy nie wyrzekając się własnych korzeni, potrafią odnaleźć się w innym, nowym miejscu i dobrze w nim funkcjonować.

W Pani książce znajdujemy liczne opisy miejsc, strojów, czasami bardzo drobiazgowe...
- Wiele miejsca w książce poświęcam opisom muzeów, pięknych przedmiotów, obrazów, drobiazgowo podkreślam dobór strojów i biżuterii swoich bohaterek. Jestem estetką, kocham piękne przedmioty, starocie - poza tym kocham Kraków i Wiedeń.
Sporo miejsca poświęciłam też opisowi Paryża. Dlaczego? Jest to książka dla czytelnika w Polsce i Austrii. Nie każdy z nas będzie miał być może okazję zwiedzenia tego miasta, więc w książce może je poznać razem z Jolą i Ludmiłą.
Losy bohaterek pokazałam na tle wydarzeń historycznych, stąd jest tam i Kraków sprzed przełomu, i wejście Polski do Unii Europejskiej, jest też tragedia tsunami, która w pewnym momencie dotyczy także bohaterów książki.

Dlaczego taki tytuł - Kłamczucha?
- Jola okłamuje pracodawcę, żeby móc wyjechać do Wiednia. Kłamie sąsiadce, drobnymi kłamstwami próbuje się wyrwać spod kurateli matki. Zadaje kłam swoim uczuciom do Pawła, które jednak przetrwają mimo próby zapomnienia. Stąd taki tytuł.

O czym jest ta książka i dlaczego warto ją przeczytać?
- O tym, że każda z nas powinna żyć z nadzieją, z pogodnym nastawieniem na to, że życie przyniesie jakąś zmianę i to zmianę na lepsze. Wierzę w to, że wiele przykrych momentów w życiu jesteśmy w stanie sprowokować swoim pesymistycznym nastawieniem. A powinniśmy podchodzić do problemu z wiarą, że go rozwiążemy. Całe życie byłam optymistką. Wierzę w to, że gdy człowiek się uśmiecha, to ten uśmiech do niego wróci, jeśli postępuje dobrze, to również w jakiś sposób to dobro do niego wróci. Wierzę w to, że ludzie, którzy są sobie przeznaczeni, zawsze się odnajdą - to też ważny temat tej książki. A więc jest w tej książce historia miłosna, ale jest też wątek kryminalny... Mam nadzieję, że Kłamczucha zainteresuje czytelnika.

Rozmawiała Halina Iwanowska

Polonika nr 186/187, lipiec/sierpień 2010

„Kłamczucha" to historia nieśmiałej, pozbawionej pewności siebie, młodej kobiety, Jolanty Kuś. Jolanta mieszka w Krakowie, gdzie prowadzi nudne i monotonne życie urzędniczki i zdominowanej przez matkę, szarej myszki. Kobieta nie dostrzega własnej wartości, nie wierzy, że jej życie może ulec zmianie. Przypadkowe spotkanie w teatrze z tajemniczą mieszkanką Wiednia przewraca jej życie do góry nogami. Ta ciepła, pełna niespodziewanych zwrotów akcji opowieść pokazuje, że warto mieć marzenia i warto o nie walczyć, choćby cały nasz dotychczasowy świat miał legnąć w gruzach. Przecież historia baśniowego Kopciuszka może spotkać każdą z nas.

Książka jest do nabycia między innymi w sieci księgarni Matras i Empik w Polsce, w licznych księgarniach internetowych

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…