Zespół z przyszłością

 – My jesteśmy tacy… zero-jedynkowi: albo się nas kocha, albo się nas nienawidzi – mówi Igor Herbut, założyciel i wokalista zespołu LemON, z którym rozmawiałam tuż przed koncertem w Wiedniu.

Przed wywiadem miałam okazję posłuchać chłopaków na żywo – nawet na próbie są super. Zespół lemON zagrał 21 listopada 2014 roku w wiedeńskim klubie Utopia. Świetni, bardzo pozytywni młodzi ludzie, którzy otwierają serca i umysły.

 

 

 

Jesteśmy w pięknym mieście Wiedeń. Jak Ci się tu podoba?
– Cudownie, mieliśmy okazję pozwiedzać miasto. Atmosfera jest świetna, bardzo świąteczna. Mogliśmy spróbować typowych wiedeńskich potraw i choć na krótką chwilę odczuć tę świąteczną magię.
LemON kojarzy się bardziej z cytryną. Dlaczego taka nazwa?
– Ja jestem Łemkiem. Łemkowie to grupa etniczna w Polsce, zamieszkująca też północną część Słowacji. Kraina Łemków nazywa się Łemkowyna. Pierwsza część nazwy Lem oznacza w języku Łemków „tylko”, a drugi człon ON – „online”. Słowo to kojarzy się trochę przyjemnie, bo jakoś tak odświeżająco, a trochę nieprzyjemnie. Ma to głębszy sens niż się wydaje, to nie jest cytryna. To słowo jest takie jak nasza muzyka. I o to nam chodzi.
Jakie przesłanie kierujesz do ludzi w swoich tekstach?
– Ciężko mi jest ocenić, tak naprawdę staram się otwierać ludziom głowy i serca.
Poprzez naszą muzykę chcemy, aby ludzie nie zapominali o tym, że emocje i uczucia są najważniejsze w życiu. Wiadomo, że wszyscy biegniemy i pracujemy, ale chciałbym, żeby ludzie zatrzymali się na chwilę i wzięli oddech z naszą muzyką.
Czujesz to, co śpiewasz?
– Gdybym nie czuł tego, co robię, to bym tego nie robił. Każdy utwór, który piszę, śpiewam, komponuję, przepuszczam przez swoje serce i wtedy to jest prawdziwe, i ma sens. Mam nadzieję, że to słychać.
Kim są wasi słuchacze i do kogo kierujesz swój przekaz?
– W show-biznesie to się nazywa „target” – nienawidzę tego stwierdzenia. My nie mamy swojego „targetu” i myślę, że nie chcemy mieć, bo nasza muzyka jest dla każdego.
Nasza muzyka jest dla wszystkich, bez względu na wiek i płeć. Dla ludzi z różną głową, z różnymi sercami i to jest ciekawe. My jesteśmy tacy… zero-jedynkowi: albo się nas kocha, albo się nas nienawidzi. Fajnie, kiedy przychodzi na koncert ktoś, kto nas nie zna, nie lubi i pomimo to mówi : „Wow! To było fajne, zobaczyłem koncert i rozumiem was, wasze teksty i waszą muzykę”. Jesteśmy dość młodym zespołem, dużo za nami, ale jeszcze więcej przed nami!
Chcecie się bardziej rozwijać?
- Tak, to ważne, żeby się cały czas rozwijać. Za kilka dni wydajemy drugą płytę. Chciałbym, żeby się spodobała, żeby została nie tyle przesłuchana, co posłuchana. Całe serce włożyliśmy w tę płytę i mam nadzieję, że to będzie odczuwalne. Każdy utwór jest inny i o czymś mówi.
Skąd czerpiesz inspiracje?
– Zewsząd: z życia, z ludzi, z miast, w których bywam. Wczoraj, gdy chodziłem po Wiedniu, urodziło mi się coś w głowie. To się samo dzieje i to jest fajne.
Kiedy byłem w Nicei, to powstało Nice, który jest trzecim singlem LemONA. Może powstanie Vienna... Zobaczymy…
No właśnie, do tego chciałam nawiązać. Gracie dzisiaj dla Polonii austriackiej. Czy chcecie wyjść także na rynek zagraniczny?
– To wspaniałe, że jesteśmy zapraszani w takie miejsce jak to. Tak naprawdę to nasz pierwszy koncert poza granicami kraju. Nie myślę o tym jeszcze, bo uważam, że jest za wcześnie i mamy dużo pracy w Polsce, ale sądzę, że kiedyś nam się uda. Wspaniałe jest to, że gramy dzisiaj tutaj, w Wiedniu.
A propos muzyki: jesteście muzykami z wykształcenia?
– Ogólnie mamy za sobą edukację muzyczną. Ja studiowałem półtora roku jazz w Zielonej Górze. Piotrek Walicki, czyli nasz pianista, jest magistrem z dziedziny muzyki. Każdy z nas miał coś wspólnego z kształceniem muzycznym, ale jesteśmy trochę takimi samoukami, takimi „prawdziwkami”.
Jak doszło do tego, że powstał wasz zespół?
– Spotkaliśmy się 3 lata temu w talent show „Must be the music”. Nie znaliśmy się między sobą. Zagraliśmy utwór Litaj, Ptaszko i przeszliśmy dalej. Później tak się stało, że miałem złamane serce, więc szybko powstał utwór Dewiat, z którym wystąpiliśmy w półfinale i przeszliśmy do finału, gdzie wykonaliśmy utwór Teplo. I tak w zasadzie jeszcze się nie znając, wygraliśmy program.
Jakie było wasze uczucie po wygranej i co się zmieniło?
– Szczęście, ale trochę i strach. Trzeba było nagrać płytę, singiel, a my nie mieliśmy innych utworów. Dużo pracy i zmian, pół roku temu zmienił się skład. Zmienił się gitarzysta i perkusista i już w nowym składzie nagraliśmy drugą płytę i gramy dzisiejszy koncert. Jest fajnie, mamy dużo pracy i marzeń.
A właśnie: jakie macie marzenia? Co chcielibyście osiągnąć?
– Myślę, że chcielibyśmy przede wszystkim grać, pisać utwory, nie tracić weny, spotykać się z ludźmi, wydać kolejną płytę, robić to, co kochamy, i przekazywać to ludziom. Chcielibyśmy robić muzykę i być szczęśliwi, a to jest najważniejsze. Tym bardziej się cieszymy, że możemy grać, zwłaszcza za granicą.
A tak na zakończenie, co byś poradził młodym ludziom?
– Dużo pokory, wiary w siebie i wiary w marzenia, bo się spełniają. Wymaga to dużo pracy, ale się spełniają.

Rozmawiała Joanna Pietruszka, Polonika nr 239/240, grudzień 2014/styczeń 2015

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…