Adriatyckie klimaty i polskie pamiątki

Zamek Landskron, fot. Johann Jaritz
Karyntia zaskakuje. W lecie zaskakuje upałem, lazurowym niebem i takiego samego koloru wodą, sennymi sklepikami z pamiątkami i nadmuchiwanymi krokodylami.

Turyści, sadowiąc się w restauracyjnych ogródkach, sączą białe winko... Czyżbyśmy byli we Włoszech? Ależ skąd! To widoczek z jednej z letniskowych miejscowości w Karyntii! Włoski flair nie dziwi, zważywszy że do granicy z tym krajem mamy stąd tylko czterdzieści kilometrów, do słoweńskiej –ledwie trzydzieści.

Nie trzeba jechać aż do Włoch, tłuc się tunelami zaczopowanymi nadmiarem aut, bo wszystko mamy tu na miejscu w Austrii. No może z wyjątkiem słonej wody... ale tak poza tym? Krystalicznie czyste wody zapraszają do kąpieli, surfowania, nurkowania i żeglowania. Karyntia to nie tylko zapierające dech piękne alpejskie krajobrazy, czyli Hohe Tauern z najwyższą górą Austrii Großglockner. Karyntia to także, a może przede wszystkim, kraina jezior: jest ich tu blisko dwieście. Największe z nich to Wörthersee, znane z popularnego serialu telewizyjnego. Najbardziej niebieskie to Faakersee: niezwykle intensywny kolor jezioro zawdzięcza spływającemu z gór białemu osadowi wapnia. Najcieplejsze to Klopeinersee, a najgłębsze – Millstättersee. Zaledwie trzecie co do wielkości jezioro karynckie, ale dla nas, Polaków, najważniejsze to położone na północny wschód od Villach, w szerokiej kotlinie między górą Gerlitzen i Ossiacher Tauern – Ossiachersee.

Grób Bolesława II Śmiałego w Ossiach, fot. Ch. Kaindel

Zwiedzając Ossiach w okolicy Zaduszek, możemy zapalić świeczkę na grobie najbardziej prominentnego rodaka pochowanego na terenie Austrii. Oczywiście zakładając, że nie mają racji ci, którzy sarkają, że „on tam wcale nie leży" i wzruszają ramionami „przecież były badania i tam leży kobieta". Jest też wiele argumentów za tym, na przykład śladów w starych kronikach, że on tam był. Zresztą nawet jeśli to tylko legenda, to jest ona na tyle piękna i oryginalna, że... chce się po prostu w nią wierzyć!
Chodzi o króla Bolesława II Śmiałego, tego, który wdawszy się w konflikt z krakowskim biskupem Stanisławem, kazał go poćwiartować. Według niektórych źródeł (powtarzających wersję średniowiecznego kronikarza Wincentego Kadłubka) rozsierdzony król zamordował biskupa osobiście podczas mszy! Bezpośrednią przyczyną konfliktu było publiczne utyskiwanie biskupa na nadmierną pobłażliwość króla wobec żon rycerzy. Były one ponoć niewierne swoim mężom przebywającym na wieloletniej wyprawie wojennej i doczekały się nieślubnych dzieci. Biskup Stanisław, aby ukarać i zarazem upokorzyć grzeszne kobiety, kazał przystawiać im do piersi szczenięta.


Zamordowany biskup Stanisław został świętym i do dziś, tysiąc lat po jego śmierci, krakowianie czczą w dniu 8 maja pamięć po nim procesją między studnią przy klasztorze paulinów na Skałce, do której podobno zostały wrzucone szczątki krnąbrnego świętego, a Katedrą Wawelską, gdzie znajduje się jego srebrny sarkofag.
Król Bolesław, mordując biskupa, ściągnął na siebie gniew możnowładców i musiał uciekać z kraju. Początkowo udał się na Węgry, skąd jednak wkrótce ruszył w dalszą drogę. Legenda mówi, że papież Grzegorz VII nałożył nań pokutę, którą miał odbyć w miejscu, „gdzie rzeka płynie pod górę". Tracąc nadzieję, czy takie miejsce w ogóle istnieje, król-pielgrzym dotarł nad rzeczkę wpadającą do jeziora Ossiach, zaś w Karyntii wszystkie rzeki, których ciek podąża w przeciwnym niż główny dopływ Dunaju, Drawa, miejscowi określają jako płynące „pod górę". Bolesław spędził w położonym nad jeziorem Ossiach klasztorze benedyktynów osiem lat, wykonując najniższe posługi w kuchni jako milczący pokutnik (Stummer Büßer) i dopiero na łożu śmierci, w 1090 roku wyjawił opatowi swą tajemnicę. Mnisi upamiętnili królewskiego pokutnika grobowcem i płytą wmurowaną w ścianę kościoła. Kiedy w 1839 roku grób otworzono, znaleziono w nim, poza szczątkami ludzkimi, żelazne gwoździe i metalową klamrę, która, jak przypuszczano, należała do pielgrzymiego stroju króla-pokutnika.


Założony w 1024 roku przez hrabiego Ozzi klasztor benedyktynów w Ossiach służy dziś za miejsce spotkań miłośników muzyki, jako że co roku od ponad 40 lat odbywają się tu koncerty w ramach międzynarodowego festiwalu Carinthischer Sommer.
Tym, którzy nad te duchowe przedkładają uczty cielesne, polecam prawdziwą sensację kulinarną, jaką jest położony od klasztoru (i od jeziora) o rzut ... talerzem lokal Schloßwirt. Smakowitość podawanych tu potraw idzie w parze z ich oryginalnością, a pojęcie zdrowej żywności nabiera zupełnie nowego – oj tak – nowego smaku! W kuchni tego lokalu przyrządza się karynckie tradycyjne potrawy, używając jajek z własnego kurnika, a ziół i warzyw z własnego ogrodu. Olej z pestek z dyni pochodzi od zaprzyjaźnionego gospodarza, podobnie jak mąka, naturalnie wyłącznie gruboziarnista. A przepisy jak najbardziej tradycyjne i lokalne! Wspomnienie spałaszowanych tam przeze mnie Kletzennudel, czyli tamtejszych (okrągłych) pierogów z ciemnej mąki orkiszowej z nadzieniem z suszonych gruszek, polanych masłem i miodem pielęgnuję z wielką czułością i... nadzieją na repetę w przyszłym roku.

Ossiacher See, fot. Ch. Kaindel
Do hrabiego Ozzi, założyciela klasztoru bernardynów w Ossiach, należał również zamek Landskron. Okres świetności tej okazałej, położonej wysoko na wzgórzu, więc widocznej z daleka budowli dawno już minął: po licznych pożarach, które nawiedziły zamek, ten ostatni, w połowie XIX wieku, uszkodził zabudowania tak bardzo, że zaniechano prób odbudowy. Mimo to zamek stanowi i dziś atrakcję turystyczną, choć nie tylko z powodów architektonicznych i historycznych. W zabudowaniach zamkowych hodowane i tresowane są orły i inne rzadkie ptaki drapieżne, a w sezonie letnim odbywają się niezwykle efektowne pokazy ich lotów.
Natomiast u podnóży zamkowego wzgórza znajduje się jedyne w swoim rodzaju ZOO „Affenberg": Mieszka tu około 150 makaków. Niezwykłość tego ogrodu zoologicznego polega na tym, że małpy nie są zamknięte w klatkach. Spacerując, naturalnie pod okiem przewodnika, po całym, dość rozległym terenie (zwiedzanie trwa ponad godzinę!) możemy się im przyglądać, obserwować, jak komunikują między sobą, wychowują swoje rozbrykane dzieci, których trzymają się iście małpie figle.
W chwili gdy czytacie Państwo ten tekst, listopadowe mgły leżą na jeziorze, które straciło swój błękitny połysk, ciemna zieleń kotliny zniknęła pod miedzianozłotymi liśćmi, okolica przygotowuje się do zimy i najazdu narciarzy. Ale nic to: za pół roku deptaki i ścieżki wokół jeziora zapełnią się turystami w klapkach i słonecznych okularach, pachnący dobrymi perfumami melomani muzyki klasycznej zjawią się na koncertach, zaś jedni i drudzy wieczorem, patrząc na rozgwieżdżone niebo i jego odbicie w jeziorze, będą popijać w nadbrzeżnym lokalu dobre, miejscowe wino.

Dorota Krzywicka-Kaindel, Polonika 226, listopad 2013.

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…