Jeden z ocalonych

Rozmowa z Franciszkiem Sikorą, więźniem numer 17378 obozu w Ebensee.

 

 

 

 

W wąskich uliczkach małego, austriackiego miasteczka Ebensee trudno jest znaleźć dom, którego szukam. Okazuje się jednak, że tutaj wszyscy znają Franciszka Sikorę. Jego dom znajduje się zaledwie kilkaset metrów od miejsca, w którym kilkadziesiąt lat temu był więziony. 

W jakich okolicznościach znalazł się Pan w obozie koncentracyjnym w Ebensee?
- Jako osoba urodzona na Śląsku, dostałem wezwanie stawienia się do armii niemieckiej. Uciekłem do Krakowa. Myślałem o wstąpieniu do zakonu oo. Salezjanów, ale nie zostałem przyjęty. W Krakowie aresztowało mnie Gestapo i tak trafiłem najpierw do obozu w Auschwitz, gdzie spędziłem dwa i pół roku. Gdy Rosjanie stali już pod Wrocławiem, pospiesznie nas ewakuowano i pognano do Austrii. Nikt z nas oczywiście nie wiedział, dokąd idziemy. Należę do tych nielicznych, którzy przeżyli słynne „marsze śmierci”, kiedy w mrozie gnano półżywych ludzi w głąb Rzeszy.

Jak udało się Panu przeżyć obóz?
- Byłem dobrym krawcem i w obozie także pracowałem jako krawiec. W Auschwitz pracowałem najpierw jako robotnik na polach oświęcimskich, potem już jako obozowy krawiec. Reperowałem niemieckie mundury wojskowe. W Ebensee również wykorzystywano mój zawód. Robiłem różne reperacje, ale tylko dla więźniów. Można powiedzieć, że ten mój wyuczony zawód krawca uratował mi życie.

Jak wyglądał zwykły dzień obozowy?
- Cały czas więźniowie musieli ciężko pracować, od świtu do nocy. Jak tylko ktoś mógł stać na nogach, musiał pracować. Był na terenie obozu szpital, ale w rzeczywistości ci, którzy już nie mogli pracować, byli posyłani do gazu, bo jedzenie dla takich „darmozjadów” było zbyt cenne.
W Ebensee było znacznie gorzej niż w Auschwitz, gdzie jednak dwa razy dziennie, rano i w południe, dostawaliśmy racje żywnościowe. W Ebensee zaś rzucano więźniom spleśniały chleb...Panował tam straszny, niewyobrażalny głód. Ludzie szybko umierali.

Dlaczego zdecydował się Pan zostać po wojnie w Austrii, przecież tutaj był Pan więziony, z tym miejscem związane są Pana najgorsze wspomnienia.
- Można powiedzieć, że w czasie wojny Polska była podzielona między Niemcy i Rosję, a po wojnie zostali tylko Rosjanie. Ja byłem antykomunistą i dlatego nie mogłem do Polski wrócić po wojnie. Byłem Polakiem, poza Polską nie widziałem żadnego innego kraju, byłem przekonany, że z Austrii niebawem wrócę. Stało się jednak inaczej.
Nie doznałem żadnej krzywdy od Austriaków, ale Austriacy niechętnie się do tego przyznają, że w tamtych czasach pomagali Niemcom. Muszę jednak powiedzieć, że między niemieckimi i austriackimi esesmanami były duże różnice. Niemcy to byli bezwzględni bandyci, Austriacy potrafili się inaczej zachować.

Pana żona jest Austriaczką.
- Po wojnie pracowałem u austriackich sióstr zakonnych, które przyjęły mnie jako krawca. Piętro niżej mieszkała moja przyszła żona. Tak się poznaliśmy, pokochaliśmy..To był dodatkowy powód, by zostać w Austrii. Wybudowałem tutaj dom – częściowo z pieniędzy, które dostałem od Niemców jako odszkodowanie dla więźnia obozu koncentracyjnego. Mamy już wnuki i prawnuki..

Na pewno niełatwo jest wracać do wspomnień z tamtych lat.
- Trudno jest o tym wszystkim mówić, nawet po tylu latach.. Tyle złego się wydarzyło. Tyle zła widziałem...
Kiedyś jeden z więźniów zwrócił się do mnie z prośbą o pomoc w przerobieniu ubrania obozowego na cywilne. Chciał uciec. Zgodziłem się. Starałem się bardzo. Udało mu się uciec, ale później złapano go i rozstrzelano... Bardzo to przeżyłem.

5 maja 1945 przyszło wyzwolenie, dzień później Amerykanie weszli do obozu Ebensee.
- Amerykanie przyszli o 15.00 po południu w niedzielę. Większość więźniów była tak słaba, że nie mieli sił nawet wstać, by powitać amerykańskich żołnierzy. W tym dniu jednak nikt nie umarł, może radość podtrzymywała nas przy życiu, ale już następnego dnia więźniowie zaczęli padać jak muchy..

Czy rozmawiał Pan z dziećmi, z wnukami o swoich przeżyciach, czy ciekawi ich, co rozegrało się tutaj, kilkaset metrów od tego domu?
- Z synem rozmawiałem na temat obozu, ale generalnie to niewiele się na ten temat w Austrii wie, mówi się też niewiele. Chyba Austriacy wstydzą się tej przeszłości, tego, że tak uwierzyli Hitlerowi...
Żona pana Sikory, przysłuchująca się rozmowie, dodaje: - Niewiele wiedzieliśmy, co dzieje się za murami obozów. Ta generacja, która przeżyła wojnę, już właściwie odeszła, natomiast młodzi...młodzi też niewiele wiedzą...

Rozmawiał Mariusz Michalski, Polonika nr 125, czerwiec 2005

Franciszek Sikora (1920 - 2011). Urodził się W Brzezince koło Mysłowic na Górnym Śląsku 11 września 1920 roku. Jego wyuczonym zawodem było krawiectwo męskie. W 1940 roku wyjechał do Krakowa gdzie podjął pracę jako czeladnik krawiecki u księży Salezjanów. W maju 1941 roku został aresztowany przez Gestapo i 26 czerwca 1941 roku wywieziony do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu z numerem obozowym 17378. Przebywał tam do stycznia 1945 roku, gdzie nabawił się kalectwa. SS-Mann kopnął go pod kolano w wyniku czego nastąpiło usztywnienie stawu kolanowego. W tymże samym miesiącu wywieziony został do Mauthausen i po krótkim tam pobycie został przewieziony do Melku, gdzie przebywał 3.5 miesiąca. Pod koniec kwietnia 1945 roku został przewieziony do obozu koncentracyjnego w Ebensee. W Ebensee przebywał do 6.05.1945 roku, tj. do czasu wyzwolenia obozu przez Amerykanów.
Pozostał w Ebensee gdzie poznał swoją przyszłą żonę Austriaczkę, ożenił się i pozostał z nią do śmierci. 18 maja 1996 roku państwo Sikorowie obchodzili 50. rocznicę zawarcia związku małżeńskiego. Pan Franciszek jest ojcem trzech synów.
Najstarszy ożenił się z Polką. Zarówno jego żona Johanna jak i synowa Barbara udzielały się czynnie w ZPwGA. Są członkami Związku do dnia dzisiejszego. Pani Barbara pełniła funkcje wiceprezesa ZPwGA, była też sekretarzem oraz skarbnikiem przez kilka kadencji. Pan Franciszek od samego początku powstania Związku włączył się aktywnie w jego działalność i pełnił funkcje wiceprezesa i skarbnika. W latach 1968 -72 prowadził szkółkę polską w Ebensee. Miał tam 14 uczniów. Zorganizował 11 obozów letnich w Ebensee, Karyntii i Salzburgu dla dzieci Polaków osiadłych w Austrii. Od momentu powstania cmentarza KZ w Ebensee ( 1958 ) opiekował się pomnikiem polskich więźniów zamordowanych w Ebensee.
Za swoją działalność pan Franciszek został odznaczony przez prezydenta Rządu Rzeczypospolitej na Uchodźstwie Złotym Krzyżem Zasługi.
Franciszek Sikora był jednym z najstarszych członków Związku Polaków w Górnej Austrii, do którego należał od samego jego powstania. W roku 1987 został prezesem ZPwGA, pełnił tę funkcję do roku 1993. Od 1997 r. posiadał tytuł Honorowego Prezydenta ZPwGA.
W roku 1992 prezydent RP Lech Wałęsa odznaczył go Krzyżem Oświęcimskim, w 1993 Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi.
Franciszek Sikora zmarł 7.03.2011 roku. Uroczystości żałobne odbyły się w kościele parafialnym w Ebensee.

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…