Rozmowa niekontrolowana

 

Zygmunt Brzeziński, fot. archiwum prywatne

Zygmunt Brzeziński- fraszkopisarz, artysta i inżynier w jednej osobie, który od lat bawi, uczy i denerwuje austriacką Polonię. 

 

- Nie przywiązuję się łańcuchem do reaktora. Nie kładę się na szynach aby udaremnić transport "niebezpiecznych" materiałów. Do meczetu wchodzę bez butów, do bożnicy - w czapce, do kościoła - bez czapki. Nie wybijam szyb w sklepach z futrami. Tolerancja jest mi niepotrzebna. Coraz bardziej jestem przekonany, że potrzebna jest tylko chamom i tym, co o tolerancję walczą, a sami mają ją w d.... - mając w pamięci to szczere wyznanie Zygmunta Brzezińskiego rozpoczynam rozmowę z fraszkopisarzem, artystą i inżynierem w jednej osobie, który od lat bawi, uczy i denerwuje austriacką Polonię.

Na początek pozwolę sobie złożyć najszczersze życzenia urodzinowe i od razu zapytać: czego tak właściwie powinnam Panu życzyć?
- Dziękuję za pamięć. Nad życzeniem, o które pani pyta, musiałbym się naprawdę głęboko zastanowić... Chyba nie ma takich rzeczy, które chciałbym zmienić czy też poprawić w moim życiu. Przed urodzinami znajomi podpytywali się, czym mogli by mi sprawić radość, okazało się, że tak naprawdę wszystko mam. Dla tych, którzy chcieli mi dać prezenty, napisałem nawet taką parodię: „Kwiat więdnie i przemija, alkohol cieszy i upija". Proszę spojrzeć, jak dobrze mam zaopatrzony teraz barek...

Starość
Starzenie się z godnością
jest połączone z trudnością,
dlatego polecam gorąco
kurację odmładzającą.
Coś na ten temat czytałem,
lecz zapomniałem, a szkoda.
Podobno, do tego potrzebna
małpa młoda.

Urodziny to dobry czas na przemyślenia. Czy zdarzyło się Panu zadumać nad urodzinowym tortem, może nawet pokusić się o jakąś refleksję?
- Owszem. To już mój osiemdziesiąty rok życia, więc tak wydumałem sobie, że trzeba przestać już z tym starzeniem się, bo to nie jest dobre dla zdrowia. Od tego czasu postanowiłem się już nie starzeć w ogóle (śmiech).

Postanowienie godne naśladowania. Ale niech mi Pan zdradzi, jak to zrobić?
- Przede wszystkim nie przejmować się. Nie przejmować się drobiazgami, zwłaszcza jeśli ma się życie już uregulowane, tak jak ja. Jak mówił Boy- Żeleński: "Bo w życiu chodzi o to, żeby mieć zawsze środki na potrzeby".  Kiedy jest więc coś do jedzenia, jest dach nad głową to wystarczy, by dać sobie spokój ze starzeniem.

Dla niektórych starzenie się to zdobywanie życiowej mądrości a Pan pisze: "Każde nasze odkrycie powiększa naszą wiedzę o świecie, a jednocześnie zwiększa obszar naszej niewiedzy." Czy z perspektywy czasu dociera do Pana "Wiem, że nic nie wiem"?
- Zupełnie tak jak Sokrates to bym nie powiedział. Człowiek wie jednak coś... Podam taki przykład. Gdy fizycy nie wiedzieli, że istnieje atom, to byli bardzo zadowoleni. Potem odkryto tenże atom. Za tym faktem przyszło ogromne wzbogacenie wiedzy, ale jednocześnie powiększenie niewiedzy. Naukowcy zaczęli bowiem dociekać – a co jest w tym atomie? Odkryto więc protony i elektrony. Pojawiło się kolejne pytanie: a co jest w tych protonach i elektronach. Odkryto kwarki i już wiemy, że zaczyna się myślenie, cóż jest w tych nieszczęsnych kwarkach... Ujmę to tak: jeśli wiedza rośnie tak jak promień kuli, to niewiedza rośnie tak jak objętość tej kuli.

Jest Pan bardzo skrupulatnym obserwatorem zmieniającej się rzeczywistości i nie szczędzi Pan słów krytyki i ironii zjawiskom, które kłócą się z Pańską wizją postrzegania świata. Co przede wszystkim Pańskim zdaniem się zmieniło?
- Zmieniło się wiele. Dawniej policja biła demonstrantów, dziś demonstranci biją policję. Dawniej komputery były wolne, ale pracowały szybko. Dziś komputery są szybkie, ale pracują wolno. Dawniej dzieci kochały rodziców. Dawniej dorosłe dzieci utrzymywały starych rodziców. Dziś starzy rodzice utrzymują dorosłe dzieci. Dawniej pisało się „d..a". Dziś pisze się „dupa". Dawniej lekarz przychodził do chorego. Dziś chory przychodzi do lekarza. Dawniej zwierzęta szlachtowano w rzeźniach. Dziś zwierzęta szlachtują w teatrach. Dawniej dzieci w przedszkolach grały w łapki i w ciuciubabkę. Dziś grają w łapki i w ciuciubabkę dorośli (na sympozjach dla menadżerów wielkich firm). Dawniej w Holandii wolno było palić papierosy. Dziś wolno palić marihuanę. Dawniej nauczyciele bili dzieci po łapach. Dziś dzieci strzelają do nauczycieli. Dawniej rodziliśmy się w domu i umieraliśmy w domu. Dziś rodzimy się w szpitalu i umieramy w szpitalu. Dawniej żyliśmy niepotrzebnie krótko. Dziś żyjemy niepotrzebnie długo. Dawniej państwami rządzili mężowie stanu. Dziś zaczynają rządzić państwami żony stanu. Bardzo dawno temu była epoka lodowcowa, a dziś klimat stale się ociepla, choć jest zimno. Dawniej świat był gorszy. Teraz świat jest lepszy...

Ostro rozprawia się Pan ze współczesną sztuką. Drwi pan z awangardy, wymieniając takie projekty, jak: "Nocnik z gównem artysty" (USA), „Krojenie lancetem prawdziwego trupa" (Anglia), „Owinięcie bandażem Reichstagu" (Niemcy).
- Te wymienione przez panią projekty rzeczywiście miały miejsce. Współczesna sztuka stawia na relatywizm. Nie ceni się już rzemiosła, które możemy podziwiać na obrazach Rembrandta, Matejki... Dzisiaj nic nie trzeba umieć. Dzisiaj trzeba zaprosić do atelier kobietę. Wykąpać ja w wannie w niebieskiej farbie. A później położyć ją na prześcieradło. Takie prześcieradło znajdzie się w muzeum.

Ale to nie tylko mówi o samym artyście, ale i publiczności, która idzie zobaczyć do muzeum utytłane farbą prześcieradło...
- Jak cel uświęca środki, tak telewizja uświęca sztukę. Jeśli w gazecie jest napisane, że coś jest dobre, to wszyscy w to święcie wierzą. Na przykład niedawno odkryto, że obrazu Rembrandta „Mężczyzna w złotym hełmie" wcale nie namalował Rembrandt, ale jakiś jego uczeń. I proszę sobie wyobrazić, że wartość ubezpieczeniowa tego obrazu z iluś tam milionów dolarów spadła do jednej dziesiątej. Czy wartość estetyczna, czy wartość jako dzieła sztuki spadła? Nie.

Ale już się jakby mniej podoba...
- No właśnie. Dziś, żeby stać się sławnym trzeba znaleźć protektora, czy też sponsora, który sprawi, że moje nazwisko ukaże się w gazetach, moja twarz w telewizji. Jak stanę się już sławny, to wtedy największą durnotę jaką powiem, ludzie przyjmą jako coś mądrego. Wtedy mogę wszystko. Pytają na przykład o różne sprawy sławnego sportowca. I najgorsze jest to, że jego opinie są miarodajne.

A kiedy Pan stał się specjalistą od fraszek, wierszy, satyr? Kiedy tak na poważnie zajął się Pan "niepoważnym" pisaniem?
- W czasie wojny założyłem z kolegami pismo harcerskie "Ognisko", gdzie pisałem artykuły na temat przyszłości Polski, świata, o wychowaniu patriotycznym, o tym, jaka powinna być ta Polska po zwycięskiej wojnie. Potem okazało się, że to wszystko jest inaczej, a ja jako żołnierz Armii Krajowej w Szarych Szeregach pióro zamieniłem na broń. W 1952 roku oskarżono mnie o wykolejenie radzieckiego pociągu, oczywiście żadnego pociągu nie wykolejałem, ale ważniejsze było dla Rosjan, że jestem z AK. To był czas, w którym nie tylko nie mogłem spisywać swoich myśli, ale trzeba było nawet uważać, z kim się rozmawia, bo donosicielstwo było wielkie. I nagle jak się znalazłem tutaj w Austrii, to mogłem wszystko powiedzieć co chciałem, wtedy wróciły dawne ciągoty do dzielenia się z innymi własnymi przemyśleniami. A spisywać te swoje przemyślenia zacząłem, jak powstał Internet.

Jednych Pańska twórczość śmieszy, innych oburza, faktem jest, że dla wielu stał się Pan najwybitniejszym czy też najostrzejszym polonijnym piórem (klawiaturą) w Wiedniu. Jak wyglądała droga do tej nieformalnej acz zaszczytnej pozycji?
- Zupełnie przypadkowo. Na jakimś wernisażu powiedziałem kilka dowcipnych fraszek. Dostałem m.in. propozycję publikacji również w „Polonice". Kiedy zaś ksiądz profesor Miązek przygotowywał się do odczytu „Poezja polska nad Dunajem", dowiedział się, że zajmuję się pisaniem. Oczywiście udostępniłem mu swoje fraszki. Odczyt się odbył, a profesor stwierdził, że jestem obecnie najlepszym polskim fraszkopisarzem. Moim zdaniem to mocno przesadzone, ale miłe. Teraz już nie piszę fraszek. Skupiłem się bardziej na parodiach, w których opisuję zjawiska społeczne.

Oprócz przenoszenia swoich przemyśleń w wirtualną rzeczywistość, wykorzystuje Pan komputer do tworzenia niebanalnych obrazów.
- Ponieważ tak jak wielu malarzy abstrakcjonistów, cierpię na brak pomysłów, postanowiłem napisać program, który rysuje kolorowy kwadrat albo koło albo i koło i kwadrat od razu ! Te moje "obrazki" robię właściwie dla zabicia czasu.

A jak publiczność oceniła prace?
- Około 90 % dorosłych nie wykazuje jakiegokolwiek zainteresowania. Są to ludzie, którzy woleliby widzieć namalowanego konia albo jelenia albo admirała Tegetthoff na mostku kapitańskim, albo nagą kobietę pod warunkiem, że jest ładna i młoda. Stosunek tych ludzi do abstrakcyjnej sztuki komputerowej jest najczęściej obojętny, czasem wręcz wrogi. Moje "obrazki" podobają się malarzom abstrakcjonistom, którzy podobnie jak ja cierpią na brak pomysłów. Ludzie z wyższym wykształceniem wykazują pewne zainteresowanie, ponieważ trudno się przyznać, że się nie rozumie sztuki abstrakcyjnej, a poza tym, często przychodzi myśl "a jednak coś w tym jest" i jeśli po dłuższym lub krótszym oglądaniu zrozumiemy, czym jest to "coś", zaczynamy odczuwać przyjemność, czyli efekt zwany: "Aha!!"

Wiem, że Pan i Pańska małżonka odczuwacie natychmiastową przyjemność... po wejściu na parkiet. I tu poznajemy kolejną pasję Zygmunta Brzezińskiego- tango.

Tango
Chciałbym zatańczyć tango z Mrożkiem-
z papieżem chodzić do kościoła,
chciałbym mieć dziecko z Osiecką,
ale cóż ? - jestem stary pierdoła.

- Lubię tańczyć od zawsze. Kiedyś tańczyłem tango z moją żoną i żona mówi do mnie: - Ach wiesz, tak chciałabym się nauczyć tańczyć takie tango, jakie widzieliśmy na filmie Evita. Czyli tango argentyńskie. Mówię: to próbujemy! Spróbowaliśmy i... nic nie wyszło. Oddaliśmy się więc w ręce specjalistów- zapisaliśmy się do szkoły tańca. Powiem pani, że tango argentyńskie jest trudne, bo o ile w walcu trzeba liczyć do trzech, to w tangu argentyńskim do ośmiu. Jak już tańczyliśmy w miarę swobodnie, to chcieliśmy na koniec doszlifować umiejętności. Pojechaliśmy do Buenos Aires na dziesięciodniowy kurs. Trzy godzinny dziennie na parkiecie. Nauczycielami byli mistrzowie świata od tanga. Niech mi pani wierzy, że do dziś codziennie wieczorem tańczymy tango!

W tangu prowadzi Pan, a w życiu? Czy tak silna osobowość da się poprowadzić żonie?
- Powiem tak: w sprawach codziennych poddaję się żonie bez dyskusji, ale w kwestiach ważnych decyzję podejmujemy wspólnie ze wskazaniem na moją osobę. Jestem oswojonym macho.

Zaprezentowane w tekście fraszki pochodzą ze strony autorskiej Zygmunta Brzezińskiego http://www.zygmunt.brzezinski.org 

Rozmawiała Anna Gołębiowska, Polonika nr 133, luty 2006

 

Zygmunt Brzeziński, ur. 12.01. 1926 roku w Błoniu (dawne woj. warszawskie). W okresie II wojny światowej żołnierz Armii Krajowej (1941-1946). Ukończył studia z zakresu elektroniki na Politechnice Warszawskiej 1946-1953. W Polsce pracował m.in. w Polskim Radiu w Warszawie, na Politechnice Warszawskiej, w Biurze Urządzeń Techniki Jądrowej w Warszawie. Od 1962 roku mieszka w Wiedniu, gdzie pracował w International Atomic Energy Agency oraz Schrack i Simens. Ekspert Teheran University Nuclear Centre w Teheranie. Główne kierunki badań naukowych: elektronika jądrowa; projektowanie maszyn liczących. Autor licznych naukowych artykułów, członek korespondent New York Academy of Sciences. Odznaczony: Krzyżem Armii Krajowej, Medalem Wojska (dwukrotnie).

 

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…