Mały kraj, wielkie tytuły
Czy wiecie że w Austrii istnieje ponad o 130 tytułów naukowych?
Tak przynajmniej na pierwszy rzut oka wygląda to na stronie internetowego formularza sklepu Billa, przy składaniu zgłoszenia o kartę stałego klienta. Kto by się spodziewał, że tyle tytułów w ogóle istnieje – a jest ich tam wymienionych właśnie ponad 130! I o ile Mag. i Dipl.Soz. można rozszyfrować, to niektóre brzmią jak tajny kod. Cóż znaczy Bed? Albo Akad. BO. czy Akad. Graph. Bo Ostr. Dir to z pewnością skrót od „ostrego dyrektora”. A ten DDDr to zapewne obronił trzy prace doktorskie i aż strach wyobrazić sobie rozwój kariery Univ.Prof.DDDr. Najbardziej sympatyczny wydaje się Hofrat, który od razu przenosi nas w czasy monarchii habsburskiej, za którymi tak przecież tęsknimy.
Lecz czy tylko o sentyment chodzi? Z pewnością nie, bo chodzi przede wszystkim o balans, który musi być zachowany w przyrodzie. Polska – wielki kraj, więc tytuły pisze się małą literą: mały mgr, mały dr, mały prof. Austria – mały kraj, a wszystkie tytuły pisane literą wielką jak wieża Stephansdomu! I tu uwaga – pisanie tytułu, bez względu na to, czy wielką, czy małą literą, w polskim Internecie naraża na konflikt. Kiedyś z przyzwyczajenia i automatycznie podałam na jakimś ogólnodostępnym polskim portalu w opisie profilu tytuł mgr, na co koleżanka, z tytułem doktora, zarzuciła mi faux pas, że tak nie wypada i że to chwalenie się i obciach.
Austriacy problemu obciachu zupełnie nie widzą i podają tytuły naukowe nawet w paszportach. Kolega z tytułem magistra długo zastanawiał się, dlaczego na wycieczce zagranicznej przewodnik zwracał się do niego Magnorbert, gdy on ma na imię po prostu Norbert. Ja mam paszport polski, za to w Austrii chwalę się ile mogę – nikomu się nie narażam, ale przede wszystkim mam przy tym niezłą zabawę. I korzyści intelektualne w najmniej spodziewanych momentach, na przykład podczas mało w sumie zabawnego badania ginekologicznego. Pan Doktor zwraca się zawsze, nie wiem, czy do mnie, czy do mojej waginy, Frau Magister. I z racji posiadania przeze mnie tytułu naukowego, czy też raczej polskiego pochodzenia, poruszamy w rozmowie zagadnienia intelektualno-historyczne. Rozmawiamy mianowicie o odparciu Turków przez Sobieskiego w 1683 roku, o Magdalenie grzesznicy, Lechu Wałęsie, a dalej przechodzimy do upadku Muru Berlińskiego w 1989 roku, obecnej sytuacji w Iraku... Koniec badania zamyka nowo rozpoczęty temat, dotyczący kontrowersji wokół powstania wszechświata, ale i tak wraz z Frau Mag. waginą czujemy się docenione i dumne, jakbyśmy obie studiowały. Wystarczy sobie wyobrazić, jak dumnie musi czuć się mężczyzna z tytułem DDDr. podczas wizyty u austriackiego urologa!
Tak niezwykłe przeżycia intelektualne niecodziennie się zdarzają, natomiast powszednie są zakupy w Billi. „Pani Magister, zbiera Pani stickersy?” – pytają przy kasie. No nie zbieram. „A może skorzysta Pani Magister z promocji?”. Tu bym chętnie skorzystała, ale kolejka patrzy nienawistnie, a wszyscy śpieszymy do swoich spraw. Poza tym jak będę wyglądać, idąc z moim tytułem i torbą promocyjnych garnków pod pachą. Ale jeśli za mną stoi jakiś Herr Doktor i akurat korzysta z promocji, to dopiero. Samo wyczytanie tytułu już trochę zajmie, więc gdy usłyszycie: „In Kürze wird eine weitere Kassa für Sie geöffnet” w Billi to znaczy, że z promocji korzysta właśnie jakiś DDDDDr. Soz. Ing. Mag. Hofrat. BA.
Z powodu długiego wyczytywania tytułów wydłużają się okresy oczekiwania na wizytę u pewnego świetnego dentysty w 1. dzielnicy. A jest on naprawdę świetny! Winą za długie oczekiwanie obarcza się pacjentów, co jest oczywistą nieprawdą. Chodzi bowiem nie o dużą liczbę pacjentów, lecz mnogość wyczytywanych tytułów. Lepiej więc chodzić do lekarza w becyrku interkulturowym. Koleżanka opowiadała raz, że została wywołana z poczekalni tylko hasłem „Frau Magister“, bez podania nazwiska, bo i tak było wiadomo, o kogo chodzi.
Kompletnie za to nie wiadomo, o kogo chodzi na austriackich ślubach, więc trzeba wyczytać. Czy Pan, panie DDDr.Mag.Ing.Dipl. Soz. chce pojąć za żonę Panią BAMag.Ostr. Dir.? A jeśli mają podwójne nazwiska? Dlatego też Austriacy tak niechętnie wchodzą w związki małżeńskie. Z drugiej strony mają świetny pretekst do rozwodów lub unieważnień małżeństwa, które zostało zawarte w takich warunkach. Mogą przecież powiedzieć: Wysoki Sądzie, czułam się tak rozproszona tymi tytułami, że nie mogłam się skoncentrować na przysiędze, którą wypowiedziałam w związku z tym w stanie niepoczytalności. Do tego o połowie tytułów małżonka nie miałam pojęcia. Uprzejmie proszę o unieważnienie małżeństwa.
Wracając jednak do konsumpcji, z moim z tytułem mam szansę znaleźć produkty odpowiadające moim intelektualnym standardom jedynie w drogerii. Wiadomo z reklamy, że wszystkie kremy i szampony są inteligentne i same wiedzą, co zrobić z twarzą i włosami. Jak wynika z opakowań, wszystkie te produkty mają za sobą studia, bo mogą pochwalić się dyplomami, a przynajmniej jakimiś atestami. Dlatego tak chętnie robię zakupy w drogeriach. Zawsze to jakaś porcja intelektualnej podniety podczas codziennej bieganiny, a do tego ładnie pachnąca. Postaram się też wreszcie skończyć ten doktorat, bo podobno w Billi mają być niedługo promocje na produkty do pieczenia „Dr. Oetker”, a szkoda by je było przegapić.
Magdalena Sekulska