Ambasador piłki ręcznej w Austrii

 

Konrad Wilczyński, fot. Silvio Ferrari

Jest główną postacią w drużynie. To ulubieniec publiczności, który odciska swoje piętno na tym sporcie i chce się przyczynić do jego rozwoju. Mowa o Konradzie Wilczyńskim, który rozpoczął swoją karierę w wieku 10 lat. 

Po wygraniu pięciu tytułów w Austrii „Conny" ‒ tak go nazywają kibice i przyjaciele ‒ kontynuował swoją karierę za granicą. W Niemczech stał się prawdziwą gwiazdą i wraz ze swoją drużyną Füchse Berlin awansował do Bundesligi. Już pierwszy sezon zakończył jako najlepszy strzelec, zdobywając 237 bramek w 34 meczach – to wręcz niewiarygodne. Dziś 30-letni sportowiec mieszka znów w rodzinnym Wiedniu. W rozmowie z „Poloniką" nie tylko wspomina dobre czasy, ale również mówi o swoich polskich korzeniach i planach.

Po dziewięciu latach grania w innych klubach w zeszłym roku powróciłeś do Twojego rodzinnego klubu West Wien. Jak Ci się tam wiedzie?

‒ Bardzo dobrze! Cieszę się, że powróciłem. W ciągu tych dziewięciu lat dużo mogłem się nauczyć, zdobyłem wiele doświadczeń. Teraz mam nadzieję, że uda mi się osiągnąć wszystko to, co sobie założyłem, zarówno w sporcie, jak i na płaszczyźnie marketingowej. Chcę, aby do klubu West Wien powrócił sukces. Jest to klub o długiej tradycji, który w latach 90. grał w Champions League. Chcemy do tamtych sukcesów wrócić. Moje zadanie polega na profesjonalizacji klubu. Kierowanie klubem jak menedżer, będąc graczem, stanowi wielkie wyzwanie. Jestem przekonany, że klub ma spory potencjał.

Jakie znaczenie ma, Twoim zdaniem, piłka ręczna w Austrii?
‒ Od rozegranych w Austrii w 2010 roku. Mistrzostw Europy zainteresowanie tą dyscypliną zdecydowanie wzrosło. Wcześniej piłka ręczna była sportem, o którym się rzadko słyszało. Mistrzostwa Europy pokazały, że w Austrii można zachwycić ludzi piłką ręczną. Hale były wypełnione po brzegi. Potencjał w każdym razie jest. Zadaniem klubów i Związku Piłki Ręcznej będzie wykorzystanie tego potencjału i krok po kroku budowanie czegoś naprawdę dużego.

Jakie nadzieje wiążesz z West Wien w kolejnych latach?
‒ W ciągu następnych 3‒4 lat chcemy potwierdzić swoją przynależność do elity. Dotyczy to nie tylko profesjonalistów, lecz również młodzieży. Inwestujemy dużo w pracę z młodzieżą, która tradycyjnie jest wizytówką naszego klubu. Nie przywiązujemy jednak zbyt dużej wagi do chwilowych sukcesów lub niepowodzeń. Chodzi nam o poważną, profesjonalną pracę.

Przed Twoim powrotem do West Wien przez pięć lat grałeś w drużynie Füchse Berlin. Jak wspominasz ten czas?
‒ To był bez wątpienia najciekawszy okres mojej kariery sportowej. Było wspaniale móc przyczynić się do wzrastania klubu – od 2. ligi aż do Champions League. Niesamowicie dużo mogłem się nauczyć, był to okres największych sukcesów w mojej karierze. Środowisko również mnie zafascynowało. Życie dla młodych osób w mieście takim jak Berlin jest oczywiście wspaniałe. Świetnie mi się tam grało. Zdobyliśmy tytuły i lubiłem grać w hali Maxa Schmelinga przed 10 tysiącami kibiców, gdzie aż wrzało. Była to po prostu jedna wielka rodzina piłki ręcznej, która z biegiem czasu niesamowicie się ze sobą zżyła.

Byłeś ulubieńcem publiczności. Dlaczego opuściłeś Berlin?
‒ Po pięciu latach mój kontrakt wygasł i doszło też do nieporozumień z trenerem. Wreszcie po tych pięknych latach pełnych sukcesów chciałem opuścić klub w dobrej atmosferze. Potem dostałem ofertę z Wiednia, która bardzo mnie zaciekawiła. Proporcje, jeśli chodzi o kluby, są nieporównywalne, ale i tu można stworzyć coś konkretnego.

Jakie różnice dostrzegasz między Wiedniem a Berlinem?
‒ Berlin charakteryzuje się jeszcze większą wielokulturowością niż Wiedeń. Bardzo lubiłem poznawać innych ludzi i inne kultury. W sumie nie za wiele miałem do czynienia z berlińczykami. Myślę, że te dwa miasta są do siebie podobne, dlatego nie było dla mnie trudne, by się tam odnaleźć. W końcu wychowałem się w Wiedniu i lubię mieszkać w dużych miastach.

Porozmawiajmy o Twoim życiu prywatnym. Jaką więź masz z Polską?
‒ Urodziłem się w Wiedniu, ale rodzice pochodzą z Polski. Wychowałem się dwujęzycznie i jako dziecko co roku latem jeździłem do Polski. Część mojej rodziny jeszcze tam mieszka. Korzenie się zachowały i do tej pory lubię tam jeździć, staram się przynajmniej raz lub dwa razy w roku. Mam też przyjaciół i znajomych z Polski w Wiedniu, w Berlinie i w Bregencji.

fot. WW:GEPA pictures

Jak oceniasz możliwość wychowania się w dwóch językach?
‒ Jest to olbrzymi przywilej. Myślę, że szczególnie w przypadku języka polskiego uczenie się go w wieku dorosłym jest trudne. W takich przypadkach jak w moim móc porozumiewać się z rodziną w języku ojczystym to ogromna zaleta. Dziś dwujęzyczność również jest zaletą, jeżeli chodzi o życie zawodowe.

Jakich porad możesz udzielić Polakom przyjeżdżającym do Austrii?
‒ Uważam akceptację, szacunek i zdolność dostosowania się za ważne czynniki. Dotyczy to obu stron. Myślę, że Austria jest tego dobrym przykładem. Przecież czymś musi być spowodowane to, że wielu obcokrajowców chce tutaj przyjeżdżać.

Dlaczego grasz w reprezentacji Austrii, a nie Polski?
‒ Ponieważ urodziłem się w Wiedniu i tu grałem już w reprezentacji młodzieżowej i juniorów. Rzeczywiście w 2008 roku odbyły się rozmowy z reprezentacją Polski, z ówczesnym trenerem Bogdanem Wentą. Polacy chcieli mnie naturalizować. Tylko wtedy nie wziąłem tego pod uwagę, bo już przez wiele lat grałem w reprezentacji Austrii i moim wielkim celem było wzięcie udziału w Mistrzostwach Europy rozegranych w Austrii w 2010 roku z tą właśnie drużyną.

Austriakom nie udało się niestety zakwalifikować do Mistrzostw Europy rozegranych w 2012 roku w Serbii...
‒ To oczywiście boli. Dla sportowca nie ma nic ważniejszego, niż wzięcie udziału w takim turnieju. Trzeba powiedzieć, że poziom w czołówce światowej jest bardzo wyrównany i Austrii udało się dotrzymywać kroku. Jeszcze pięć lat temu nikt by w to nie wierzył. Raz można taką klęskę strawić, tylko nie może ona się stać rutyną.

W Twojej karierze osiągnąłeś już wiele sukcesów. Które z nich zostaną Ci na zawsze w pamięci?
‒ Dobre pytanie... przecież jest ich tak dużo. Nigdy nie zapomnę turniejów młodzieżowych rozegranych za granicą. Dzięki nim już w młodym wieku miałem możliwość poznawania Europy. Szczególnie pozytywnie zawsze będę wspominał czas spędzony w Berlinie.

Gdzie będziesz za pięć lat?
‒ Będę dalej pracował w klubie West Wien z własną halą, w klubie bardzo profesjonalnym i odnoszącym sukcesy. Własna hala to największe marzenie mojego klubu, by móc zaoferować wielu dzieciom i młodzieży najlepsze warunki treningowe.

Rozmawiał Bartosz Niedźwiedzki

Polonika nr 212, wrzesień 2012 

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…