Podróżnik, pisarz, antykomunista
Gdyby za życia Ferdynand Ossendowski usłyszał, że znajdzie się w rubryce, w której opisywani są wybitni, lecz nieco zapomniani Polacy, z pewnością by nie uwierzył. Przecież w okresie międzywojennym był on najpoczytniejszym polskim pisarzem, którego książki tłumaczone były na wiele języków świata, a liczba egzemplarzy liczona w milionach. Był popularny na równi z Jackiem Londonem i Karolem Mayem. W Polsce pod względem liczby przekładów ustępował tylko Henrykowi Sienkiewiczowi. Do dziś żaden polski pisarz nie pobił tego rekordu.
Ferdynand Ossendowski
fot.© Narodowe Archiwum Cyfrowe/Ilustrowany Kurier Codzienny/Wikimedia Commons
Obecnie pamięć o nim jest przywracana, jednak na przełomie XX i XXI wieku był zupełnie anonimową postacią. Kim więc był Antoni Ferdynand Ossendowski i dlaczego informacje o nim musimy dziś odgrzebywać spod grubej warstwy dziejowego kurzu, jednocześnie zmagając się z szeregiem mitów na jego temat?
Podróże i pisarstwo
Oficjalnie Antonii Ferdynand urodził się w 1878 r. w rodzinie lekarza Marcina Ossendowskiego i Wiktorii z domu Bortkiewicz. Była to dość typowa rodzina inteligencka, która przenosiła się co jakiś czas z miejsca na miejsce, tam, gdzie akurat Marcin był zatrudniony. Chłopiec miał przyjść na świat w Lucynie, leżącej na terenie dzisiejszej Łotwy, która w okresie I Rzeczpospolitej nosiła historyczną nazwę Inflant. Na terenach tych żyło wielu przedstawicieli rodzimej polskiej szlachty, których korzenie sięgały jeszcze wieków średnich, jednak Ossendowscy nie należeli do tej grupy. Mieli pochodzić z południowo-wschodnich rubieży niegdysiejszej Rzeczpospolitej i być rodem tatarskim. Czy tak było w istocie? Trudno ocenić, gdyż wśród znanych tatarskich rodów nazwisko Ossendowskich nie występuje.
Nieoficjalnie pisarz miał przyjść na świat dwa lata wcześniej w Opoczce na terenie guberni pskowskiej, jednak jego biografowie nie są zgodni co do tej kwestii. Biała plama w życiorysie jest bardzo charakterystycznym rysem biografii Ossendowskiego, gdyż takich ślepych uliczek w jego życiorysie jest całe mnóstwo. Mimo to warto prześledzić jego fascynujące losy i spróbować z tego gąszcza, nieraz sprzecznych informacji, wyłuskać te fragmenty jego biografii, które pokazują wyjątkowość tej postaci.
Podróże i pisarstwo
Przejdźmy więc do dzieciństwa Ossendowskiego, które minęło na terenie Kamieńca Podolskiego, gdzie rodzina przeniosła się kilka lat po jego narodzinach. Tam to uczęszczał on do szkoły podstawowej i gimnazjum, które jednak ukończył w Petersburgu, gdzie przeniósł się z rodziną w wieku nastoletnim. W stolicy Imperium Rosyjskiego zdał maturę, a następnie poszedł na studia. W tym czasie zmarł jego ojciec, po którym pustkę starał się zapełnić jego wuj Władysław Ossendowski. On to jeszcze za życia ojca zabrał młodzieńca w pierwszą wielką podróż do Konstantynopola, gdzie po raz pierwszy miał on okazję zetknąć się ze światem orientu. Ten zafascynował go bez reszty, czego efektem było szkolne wypracowanie, za które otrzymał nagrodę – później cofniętą, gdyż uznano, że Ferdynand Antoni zmyślił całą historię.
Idąc w ślady ojca i wuja młody Ossendowski na miejsce swoich studiów wybrał Uniwersytet w Petersburgu, gdzie zapisał się na Wydział Matematyczno-Przyrodniczy. Tam jego losy przecięły się z losami Stanisława Szczepana Zaleskiego, znanego wówczas chemika, który dostrzegł w młodzieńcu wielki intelektualny potencjał i postanowił objąć go swoją opieką. To właśnie dzięki niemu bohater naszego artykułu miał okazję wziąć udział w pierwszych badawczych wyprawach na Kaukaz czy Syberię, gdzie miał styczność z na wpół-dzikimi ludami zamieszkującymi te tereny. Wówczas to miał okazję po raz pierwszy zetknąć się z takimi zjawiskami jak ludowa obrzędowość czy szamanizm, co później stanowiło kanwę wielu jego literackich opowieści. Wkrótce stał się specjalistą od rosyjskich rubieży: Mongolii, Chin, Kaukazu, Syberii, pogranicza Imperium Osmańskiego, a do tego Japonii, Sumatry czy wreszcie Indii – wszystkie te miejsca odwiedzał, obserwując i notując to, co wydało mu się interesujące. Swoje spostrzeżenia wydawał zaś drukiem. Zdobywana w ten sposób popularność pisarska powodowała, że coraz częściej bardziej niż ku nauce zwracał się właśnie ku literaturze, która dawała mu najwięcej satysfakcji i pieniędzy.
W 1899 r. w efekcie udziału w studenckich protestach został grzecznie poproszony o opuszczenie na jakiś czas Rosji i udanie się do Francji. Tam to miał zrobić doktorat, choć brak jest na to dowodów w postaci francuskich dyplomów. Bardziej prawdopodobne, że tytuł naukowy otrzymał dopiero w Tomsku, gdzie przeniósł się po kilkuletniej banicji. Na stanowisku docenta spędził kilka lat, jednak przesiadywanie w uniwersyteckich murach nie dawało mu ani takiej satysfakcji, ani pieniędzy, jak podróże i książki. Dlatego po pewnym czasie odnalazł się jako specjalista prowadzący dla armii rosyjskiej badania nad minerałami w Mandżurii. Było to możliwe, gdyż już wcześniej dał się poznać jako specjalista od złóż różnych bogactw naturalnych, w tym złota na Syberii. Na rządowym stanowisku, mimo że zaspokajało ono jego finansowe i podróżnicze ambicje, również nie wytrwał zbyt długo. Tym razem winnym okazał się jego niepokorny charakter, gdyż będąc jednym z inicjatorów antycarskich protestów w 1905 r. został usunięty ze stanowiska i tylko zbiegiem różnych okoliczności udało mu się uniknąć więziennej odsiadki.
Kilka lat później jednak już ani Opatrzność, ani umiejętności samego Ossendowskiego nie uratowały go od carskiego więzienia. Jednak nawet kilkuletnią odsiadkę potrafił przekuć w sukces. Na kanwie swoich więziennych doświadczeń, już po opuszczeniu więzienia, wydał w 1911 r. książkę, gdzie zawarł swoje obserwacje dotyczące losów więźniów. Pracą pt. „W ludzkim pyle” zainteresował się sam Lew Tołstoj, który pochwalił zmysł obserwacji młodego Polaka. Po opuszczeniu więzienia i porzuceniu kariery naukowej Ferdynand Antonii poświęcił się całkowicie karierze pisarskiej, w efekcie czego znalazł się wśród redaktorów piszących do gazety „Dziennik Petersburski”, jednego z organów prasowych polskiej mniejszości zamieszkującej Imperium Romanowów.
Ferdynand Ossendowski po powrocie z ekspedycji do Afryki w 1926 r.
fot.© Narodowe Archiwum Cyfrowe/Ilustrowany Kurier Codzienny/Wikimedia Commons
Antykomunizm
Na stanowisku dziennikarza zastała go I wojna światowa. Nie do końca jest jasne, czy była to faktycznie jedyna praca, jaką wykonywał. I tutaj znowu, podobnie jak w przypadku jego pochodzenia, pojawia się cały szereg poszlak, domysłów i plotek. Otóż, jak przekonują biografowie Ossendowskiego, pisarz w czasie I wojny światowej miał być agentem obcego wywiadu. Jako człowiek znający wiele języków i obracający się w kręgu intelektualnych elit rosyjskich doskonale nadawał się do tego zadania. Jako zadeklarowany polski patriota, nie czuł się lojalny wobec carskich władz, w imieniu których przez kilka lat musiał spędzać noce na więziennej pryczy. To właśnie Ossendowskiemu zawdzięcza się o ile nie ujawnienie, to już na pewno spopularyzowanie wiadomości o tym, że działalność Ilicza Lenina była dziełem niemieckiego wywiadu, którego celem było wywołanie rewolucji w Rosji. On to przekazał tzw. dokumenty Sissona (pokazujące rolę niemieckiego wywiadu w pomocy Leninowi) na Zachód, deprecjonując tym samym mit Lenina jako ludowego trybuna, który w imieniu i z namaszczenia mas wystąpił przeciwko carowi. Krokiem tym naraził się na wściekłość bolszewików, dlatego gdy rewolucja zaczęła się rozkręcać, musiał czym prędzej opuścić Rosję.
Rewelacje Antoniego Ferdynanda były pierwszym, acz nie jedynym powodem niechęci bolszewików wobec niego. Otóż po przejęciu władzy przez Lenina z niechęci do rewolucji postanowił dołączyć wpierw do admirała Aleksandra Kołczaka, a następnie Romana von Ungern-Stenberga, czyli najbardziej zajadłych przeciwników bolszewizmu. U obydwu pełnił funkcję doradczą, jednak czym faktycznie się zajmował, tego nie wiemy. Dzieje się tak, ponieważ większość informacji o tym okresie jego życia pochodzi od niego samego, trudno jest więc ustalić, co z tego, co twierdził, jest prawdą, a co jedynie literacką fikcją.
Swoje doświadczenia z tułaczki z lat 1917–1920 opisał w książce, która przyniosła mu prawdziwą sławę. Mowa tu o powieści „Zwierzęta, ludzie, bogowie”, która wpierw ukazała się w Nowym Jorku (1920), stając się tym samym bodaj pierwszą książką, która w tak barwny sposób opisała anglosaskiemu czytelnikowi meandry rosyjskiej rewolucji. Zamiar obnażenia prawdy na temat bolszewików, a następnie komunistów, przyświecał także pisaniu jego najbardziej znanej książki pt. „Lenin”, będącej beletryzowaną biografią wodza rewolucji. Inaczej niż np. George Bernand Shaw, który zachwycał się dokonaniami rosyjskiej rewolucji, Ossendowski opisywał okropności, jakich dokonywali bolszewicy. Chociaż nie był on jedynym krytykiem reżimu bolszewickiego i następnie komunistycznego, to jednak jego rozpoznawalność powodowała, że stał się on jednym z największych wrogów rosyjskiej rewolucji. Antoni Ferdynand liczył się nawet z tym, że rosyjscy agenci czyhają na jego życie.
W latach 20., gdy sytuacja w Rzeczpospolitej nieco się uspokoiła, Ossendowski postanowił przenieść się do Warszawy, gdzie zamieszkał na stałe. Geniusz pióra, który co kilka miesięcy wydawał kolejne tytuły (do 1939 r. było to aż 77 książek), cieszył się w ojczyźnie niesłabnącą popularnością. Stał się kimś w rodzaju „celebryty”. Był ulubieńcem warszawskich salonów. Chętnie go zapraszano i fotografowano się z nim. Zarabiał nie tylko pisząc książki, ale także pracując jako wykładowca na prywatnych uczelniach, jak Wolna Wszechnica Polska czy Wyższa Szkoła Handlowa. Współpracował również z polską armią. Jego głównym zajęciem były jednak podróże i pisarstwo. Jego powieści tłumaczono na obce języki, a łączny nakład osiągnął ponad 80 mln. Jak dotąd taki sukces odniósł tylko jeden polski pisarz – Henryk Sienkiewicz.
Gdy przyszedł czas II wojny światowej Ossendowski – mimo że miał taką możliwość – nie opuścił Polski. Działał w ruchu oporu, prowadząc m.in. zajęcia dla studentów. Zapisał się do Stronnictwa Narodowego, którego działania wspierał w każdy możliwy sposób. Okres wojny przypadł jednak na czas, gdy zaczął on tracić siły. Liczne podróże, które odbył, czasem w bardzo trudnych warunkach, w końcu zaczęły odbijać się na jego zdrowiu, w efekcie czego po krótkiej hospitalizacji w szpitalu Grodzisku Mazowieckim zmarł w styczniu 1945 r. W kilkanaście dni po pogrzebie specjalna komórka, którą powołali komuniści, odnalazła jego grób i kazała wydobyć ciało pisarza celem sprawdzenia, czy trup spoczywający w grobie faktycznie należy do Ossendowskiego. Jakież musiało być ich rozczarowanie, gdy okazało się to prawdą. Wszak pisarz, któremu całe życie udawało się „wywinąć” Sowietom, także i tym razem im uciekł. Nie mogli więc sami wymierzyć mu „czerwonej” sprawiedliwości, tak jak czynili to z innymi przeciwnikami spadkobierców Lenina.
Epilog
Komuniści walczyli nie tylko z żywymi przeciwnikami swojego reżimu, jak kułacy czy burżuje, ale również z martwymi, jak Ossendowski. Jego nazwisko starano się za wszelką cenę wymazać z przestrzeni publicznej. Zakazano wydawania i kolportażu jego książek. Liczne egzemplarze, jakie znajdowały się w bibliotekach w całym kraju, wpierw wycofano z półek, a następnie nakazano je zniszczyć. W szkołach zaś nazwisko Ossendowskiego było surowo zakazane. Tym samym pamięć o Antonim Ferdynandzie przez blisko pół wieku była sukcesywnie wymazywana na tyle skutecznie, że na przełomie XX i XXI w. niewiele osób wiedziało, kim był jeden z najbardziej poczytnych polskich pisarzy nie tylko międzywojnia, ale w ogóle w historii kraju.
Dopiero kilkanaście lat po nastaniu III RP zaczęły pojawiać się pomysły upamiętnienia Ossendowskiego w przestrzeni publicznej. W 2005 r. w warszawskiej kamienicy, gdzie Antoni Ferdynand spędził okres II wojny światowej, pojawiła się tablica, jednak nawet wówczas nie obyło się bez kontrowersji. Treść miała brzmieć: „W tym domu w latach II wojny światowej mieszkał Antoni Ferdynand Ossendowski, pisarz, podróżnik, antykomunista”. Zważywszy na to, jak wielką rolę przywiązywał on do walki z komunizmem, z której uczynił prywatną wendettę, z pewnością byłby zadowolony z takiego upamiętnienia. Jednak mieszkańcy kamienicy przy ul. Grójeckiej 27 w Warszawie zgodzili się na umieszczenie pamiątki po Ferdynandzie Antonim, jednak… w ocenzurowanej wersji. Domagali się usunięcia określenia „antykomunista”.
Niestety, trzeba podkreślić, że wprawdzie komuniści nie dostali w swoje ręce autora „Lenina”, ale skutecznie wymazali jego nazwisko ze świadomości Polaków. W 1951 r. cenzura PRL wycofała wszystkie jego dzieła z bibliotek, zostały one wywiezione na przemiał lub spalone. Całkowicie zakazano wznowień jego powieści, które zaczęły pojawiać się dopiero od lat 90. Dlaczego został pisarzem wyklętym? Za dużo wiedział i napisał o Sowietach. Był jednym z pierwszych demaskatorów systemu sowieckiego oraz kulisów rewolucji bolszewickiej.
Tomasz Jacek Lis, Polonika nr 304.