Czy warto tak sobie zawyżać poprzeczkę?
Coś się kończy, coś zaczyna. Właśnie zaczęłam kolejny dyżur w Nowym Roku. Temat, który chciałabym poruszyć, brzmi: jak wytrwać w tych wszystkich noworocznych postanowieniach? Wiele rozmów podczas tego dyżuru kończyło się właśnie takimi wątpliwościami.
Moi rozmówcy często powtarzali, że z czasem entuzjazm słabnie i coraz częściej nie dotrzymują danych sobie obietnic. I nie ma tu znaczenia, czy chodzi o znalezienie miłości, nową pracę, lepszą pensję, rzucenie nałogu, zmianę partnera, odchudzanie czy uprawianie sportu. Na początku roku zawsze mamy dobre chęci i motywację. Niestety później brakuje nam wytrwałości i cierpliwości w dążeniu do tych celów. Rozmówcy pytali: czy jest jakaś szansa, jakaś nadzieja, że to się kiedyś uda?
Zawsze powtarzam swoim pacjentom, że albo coś robimy, albo nie robimy (i wtedy się na pewno nie udaje). To naprawdę zależy od nas. Nie mogę mówić: spróbuję i zobaczę, co z tego wyniknie. Taka postawa to otwarta furtka, by się wycofać. Jeśli chce się naprawdę dokonać zmiany, to przekonanie powinno brzmieć: zrobię wszystko, by to osiągnąć, tu i teraz. Takie słowa przybliżają do sukcesu, bo marzenia i cele trzeba realizować. Nie należy marzyć po cichu i czekać, aż stanie się cud, ale głośno i działać. Dobrze jest też doceniać swoje nawet drobne kroki na drodze do sukcesu, prawić sobie komplementy, sprawiać małe nagrody i trzymać się wyznaczonego planu. Po prostu być dla siebie dobrym.
I właśnie stąd moje pytania do tych wszystkich, którzy tak koniecznie chcą więcej, lepiej i mają tak wyśrubowane oczekiwania wobec życia, że stawiają sobie kolejne noworoczne postanowienia, po czym po paru miesiącach cierpią z powodu frustracji, uważając, że po raz kolejni ponieśli porażkę. Czy warto tak sobie zawyżać poprzeczkę? Czy warto zobowiązywać siebie do tych wszystkich postanowień, planów, nowości? Czy warto ciągle żyć przyszłością, mamić się wizjami i nadziejami, prześlizgując się przez teraźniejszość? Ciągle być z siebie niezadowolonym, niespełnionym, gonić za czymś, nie wiedząc nawet za czym, odhaczając kolejny punkt w swoim planie, ale dalej nie odczuwając satysfakcji ani spełnienia?
Zatem może rozsądniej byłoby zatrzymać się, zapytać siebie: kim jestem, przyjrzeć się sobie gruntownie. I jeśli jesteśmy z siebie niezadowoleni, niespełnieni, zamiast wchodzić w te same koleiny i uruchamiać ten sam kołowrotek, zapytać siebie: do czego ja dążę? Czy szczyt, który zdobywam, jest moim szczytem? Czy żyję moim życiem? Czy żyję tak, jak chcę? Czy może zmieniły się okoliczności, priorytety, a może ja sam? Może to, co było kiedyś ważne, już jest nieaktualne, a może ważne, ale dla kogoś innego, ale już nie dla mnie? Może trzeba by było zeskanować nie tylko swoje myśli, ale i ciało, które zawsze pokazuje nam to, czego potrzebuje. Może właśnie warto wsłuchać się w jego potrzeby i zająć się zdrowiem, kondycją, ale tak dla siebie i w zgodzie ze sobą.
Moje propozycje na Nowy Rok:
- Zamiana słowa „ muszę” na „ mogę” lub „chcę” . Wtedy te wszystkie postanowienia staną się łatwiejsze.
- Jeśli do tego wprowadzisz nawyk skupiania się na teraźniejszości, byciu „tu i teraz” zamiast wybiegania w przyszłość, nakręcania się w lęku, to dużo łatwiej będzie ci stawiać małe kroczki, które prowadzą do celu.
- A na koniec jeśli jeszcze pozwolisz sobie być nieidealną/nym, jednocześnie doceniając wszystkie swoje życiowe osiągnięcia i zasługi (a przecież każdy z nas je ma), to czy życie nie wyda się prostsze i nie trzeba będzie tak pędzić nie wiadomo za czym?
- Życzę zatem owocnych przemyśleń na ten Nowy
Elwira Dubas, Polonika nr 294, styczeń/luty 2023.