Sprawić, by zachwycano się Polską

Z okazji 50-lecia działalności Instytutu Polskiego w Wiedniu rozmawiamy z Moniką Szmigiel-Turlej, dyrektorką placówki przy Am Gestade 7, która w służbie dyplomatycznej pozostaje od 2000 r.

 

 

 

 

 

 

 

 

Początkiem 2022 r. powierzono Pani kierowanie Instytutem Polskim w Wiedniu. Z jakimi wyobrażeniami, ale i obawami obejmowała Pani tę funkcję?
– W styczniu 2022 r. dobrze już znałam Wiedeń, gdyż w latach 2014–2019 pełniłam tu funkcję zastępcy ambasadora. Był to zatem powrót do znanego mi miejsca, ale do zupełnie innej instytucji, kierującej się odmiennymi zadaniami, i tym razem na stanowisko kierownicze. Traktowałam to jako ogromną szansę i jednocześnie duże wyzwanie. Miałam swoją wizję, bo każdy nominowany do służby w placówce przyjeżdża ze swoim bagażem doświadczeń i kwestiami, które są dla niego priorytetowe. Oczywiście realizujemy kierunki polskiej polityki zagranicznej, ale zawsze stawia się na tym swój indywidualny stempel. Wówczas Instytut zdążył już nabrać oddechu po okresie pandemii, ale ledwie zdążyłam się rozpakować, a już 24 lutego nastąpiła zmiana sytuacji, czyli pełnowymiarowa agresja Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Należało zmienić plany, bo taka była potrzeba, i ta elastyczność w działaniu zgodnie z wytycznymi polityki zagranicznej musiała być zachowana. Był to trudny, ale i pasjonujący okres, w którym oprócz promocji polskiej kultury zaprezentowaliśmy solidarność Polski z Ukrainą, ukazując przy tym bogactwo kultury ukraińskiej.
Zarówno praca w dyplomacji, jak i służba w Austrii to obszary Pani znajome. Proszę przybliżyć swoją drogę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych RP.
– Z dyplomacją publiczną i kulturalną miałam już wcześniej do czynienia. Zawsze uważałam to za bardzo ciekawy obszar, w którym można wiele inicjować i kreować, i który daje duże pole do popisu. Tu, w Instytucie, istotnie tworzymy pomosty między Polską a Austrią. Moją pierwszą placówką zagraniczną była ambasada w Sztokholmie, w której pracowałam przez kilka lat. Sam czas wyjazdu do Skandynawii był szczególny – 2004 to rok przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Było to niewątpliwie otwarcie nowego rozdziału w naszej historii. 10 lat później przyjechałam na placówkę do Austrii. Wówczas Polska była już pełnoprawnym członkiem Unii z pokaźnym dorobkiem po okresie transformacji.
Co przekonało Panią do powrotu do Austrii i jak bardzo różni się tutejszy klimat społeczno-kulturalny od tego w Skandynawii czy Polsce?
– Była to szansa powrotu do niezwykle ciekawego miejsca, w którym zyskuje się całkiem nową perspektywę w postrzeganiu całego regionu Środkowej Europy. Mogłam skorzystać z mojego bagażu doświadczeń z okresu pracy w ambasadzie i wciąż coś wartościowego zrobić. Porównując Polskę, Austrię i Szwecję, są to kraje należące do europejskiego kręgu kulturowego, które mimo odmienności posługują się podobnymi kodami. Fascynujące są jednak różnice w postrzeganiu samej Europy – nieco inaczej patrzy się na Europę ze Szwecji, nieco inaczej z Polski i nieco inaczej z Wiednia. W chwili gdy przybyłam do Szwecji, Unia rozszerzała się o nowych członków, wobec czego kraj ten musiał się na nowo określić, choćby w obszarze otwarcia rynku pracy czy zainicjowanego przez ministrów spraw zagranicznych obu państw tzw. partnerstwa wschodniego. Wówczas niewiarygodne wydawało się, że Szwecja przystąpi do NATO. Moim przywilejem było zatem móc patrzeć na Europę z uwzględnieniem tylu różnych optyk.
Od początku swojej działalności angażowała się Pani w dyplomację historyczną. Dla byłej ambasador RP Jolanty Róży Kozłowskiej, z którą Pani współpracowała, był to również istotny temat. Pani ma jednak ku temu szczególne powody.
– Upamiętnienie byłego obozu koncentracyjnego w Gusen od samego początku mojego pobytu w Austrii było najważniejszą kwestią bilateralną dla mnie, jak również dla ówczesnego ambasadora Artura Lorkowskiego. Celem było skłonienie strony austriackiej do wprowadzenia zasadniczej zmiany, aby nadrobić stracone powojenne dziesięciolecia. Następnie miałam okazję współpracować w tym zakresie z panią ambasador Jolantą Różą Kozłowską.
Mam ku temu powody osobiste, gdyż z rodzinnych opowieści wiem, że mój dziadek trafił do obozu w Auschwitz. Niestety nie dane mi było go poznać. Mama wspominała, że w ogóle nie mówił jej o tym okresie. Szukając śladów jego pobytu, odkryłam w archiwum w Auschwitz informację, że jesienią 1943 roku trafił do Mauthausen. Z tą wiedzą przybyłam do Austrii, gdzie chciałam zrekonstruować jego drogę. Wiem, że dziadek przebywał w Mauthausen, a następnie w podobozie Schwechat Heinkelwerke pod Wiedniem. Pod koniec wojny szedł marszem śmierci z powrotem przez Floridsdorf i Hinterbrühl do Mauthausen, gdzie doczekał wyzwolenia. Jest to historia, która mnie osobiście porusza.
Równie ogromne wrażenie wywarły na mnie spotkania w ambasadzie przy okazji kolejnych rocznic wyzwolenia obozu Mauthausen-Gusen, na których pojawiali się byli więźniowie. Na początku mojego pobytu było to zawsze kilkanaście osób, a w ostatnich latach pojawiało się ich coraz mniej. Miałam przywilej poznać pana profesora Stanisława Leszczyńskiego, osobę o niesamowitej historii rodzinnej. Jego matką była Stanisława Leszczyńska, położna-anioł z Auschwitz. On sam wraz z bratem został osadzony w Gusen. Podobnie rozdzierająca serce jest historia pana Wojciecha Topolewskiego, który jako 14-latek trafił do obozu wraz z ojcem po upadku Powstania Warszawskiego, w ramach represji niemieckich wobec ludności cywilnej. Jego ojciec zmarł zaraz po wyzwoleniu. Tych osób już nie ma wśród nas. Został pan Stanisław Zalewski, który nas niedawno odwiedził i na początku maja znów tu będzie z powodu kolejnej rocznicy wyzwolenia obozu. Testament, jaki pozostawili po sobie byli więźniowie, ich przesłanie skierowane ku przyszłym pokoleniom, do dziś mi towarzyszy.
Przeszłość i przyszłość, potomkowie napadających i napadniętych. Nie sposób uciec od tego pytania, a jest ono nierzadko zadawane osobom, które stoją na przyczółku. W jaki sposób można jednocześnie pamiętać, a nie rozpamiętywać, jak patrzeć do przodu, nie obawiając się spojrzenia wstecz?
– Najlepszą odpowiedź na to pytanie daje młodzież. Gdy w kwietniu 2022 roku, goszcząc w Wiedniu pana Stanisława Zalewskiego, współorganizowaliśmy spotkanie z uczniami wyższego poziomu gimnazjalnego szkół wiedeńskich, przybyło blisko 200 osób w wieku 17–18 lat. Młodzież nie chciała pana Stanisława wypuścić, kolejka do zadawania pytań była długa. Pan Zalewski mówił do niej językiem, jaki ona doskonale rozumie. Młodzi ludzie są mentalnie zwróceni ku przyszłości, ale przeszłość także jest dla nich ważna, i to na niej można budować.
Moim marzeniem jest, aby w ramach powstającego nowego miejsca pamięci w Gusen znalazła się przestrzeń na europejski dom spotkań grup młodzieży z różnych krajów, które bazując na tragicznym doświadczeniu przeszłości, mogłyby poruszać tematy ważne z perspektywy przyszłości, gdyż Gusen niczym w soczewce skupia tragiczne doświadczenia Europy. Wymienić należy też realizowany przez wiele lat przez Ambasadę RP w Wiedniu, a aktualnie przez Instytut, projekt studyjnych wizyt austriackich nauczycieli w Polsce tropem wydarzeń historycznych, w celu wzbogacenia tutejszej edukacji szkolnej również o polskie doświadczenie i polski punkt widzenia. Cykl ten przerwała pandemia. Powróciliśmy do jego realizacji w ubiegłym roku, a z początkiem lipca planujemy kolejną edycję i prezentację dla Austriaków zupełnie nieznanej wschodniej części Polski z wielokulturową spuścizną Żydów, prawosławnych i polskich Tatarów.
Zabierzemy ich do Warszawy, gdzie zobaczą teren byłego getta, odwiedzą jedno z najciekawszych muzeów w Polsce - Polin, jak również muzeum pamięci Sybiru w Białymstoku, Muzeum Ikon w Supraślu, meczet w Krusznianach czy Majdanek.
W liście powitalnym do gości i sympatyków Instytutu Polskiego pisała Pani o tym, co łączy Polskę i Austrię: kulturowe sąsiedztwo, wspólna historia, turystyka i kontakty międzyludzkie. Które z projektów i aktywności za Pani kadencji przyczyniły się do wzmacniania związków między naszymi państwami?
– Różnorakie związki to doskonały kapitał, na którym możemy budować. Najistotniejsze jest jednak szukanie luk i nisz w świadomości i doprowadzanie do tego, że Polską się ktoś zachwyca, mówi, że się tego nie spodziewał i jest pozytywnie zaskoczony. Staramy się pokazywać nie tylko historię, ale i współczesne najciekawsze tematy, jak design, sztuka. Wzmacniamy też markę Instytutu jako partnera dla tutejszych organizacji, muzeów, festiwali, instytucji kultury. Ważne były również wątki ukraińskie, wyjątkowy zryw solidarności wobec uchodźców z Ukrainy. Prowadziliśmy warsztaty dla dzieci z udziałem wolontariuszy z Polski. Niedawno mieliśmy w galerii finisaż wystawy poświęconej Mariupolowi, z dziełami polskich i ukraińskich artystów. Nie można zapomnieć o naszej obecności na ważnych festiwalach na terenie Austrii, jak Vienna Design Week, Foto Wien, Wien Modern, festiwal Imago Dei, festiwal teatralny Hin und Weg, festiwal WØD-Weinberg w Salzburgu. To partnerstwa, inicjowane nie tylko z naszej strony, a kontynuowane od wielu lat. Promujemy również słynne imprezy kulturalne odbywające się w Polsce, jak prestiżowy Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina, Międzynarodowy Konkurs Chopinowski na instrumentach historycznych czy Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy im. Henryka Wieniawskiego. Za nami też kolejna edycja Międzynarodowego Konkursu Muzyki Polskiej. W ramach jego popularyzacji prezentowaliśmy laureatów lub zespoły zakwalifikowane do udziału w konkursie.
Jakie inicjatywy podejmuje Instytut Polski w ostatnich latach?
– Chcemy działać w cyklach wydarzeń. I tak w 2022 roku zainicjowaliśmy przegląd filmowy New Polish Film w Stadtkino. Stawiamy również na współpracę międzynarodową z europejskimi instytucjami kultury i ambasadami w ramach EUNIC, realizując wiele wspólnych projektów, jak na przykład kolejny Festiwal Muzyczny w kwietniu tego roku. Grupy muzyków z różnych krajów, m.in. Niemiec, Włoch, Bułgarii, Chorwacji, Turcji, Rumunii i Polski, występowały razem na scenie. Kolejną inicjatywą platformy EUNIC jest Długa Noc Literatury, której trzecia edycja odbędzie się jesienią. Planujemy także jako Instytut liczne projekty dla dzieci, jak warsztaty naukowe, podczas których się eksperymentuje i poznaje sylwetki cenionych polskich naukowców, takich jak Maria Skłodowska-Curie, Mikołaj Kopernik czy Ignacy Łukasiewicz. 24 maja podczas Długiej Nocy Nauki zajmiemy stanowisko na Heldenplatz, gdzie wspólnie z archeolożką i autorką książek dla dzieci, Martą Guzowską, zaprezentujemy bogaty dorobek polskich archeologów. Oprócz tego naturalnie corocznie uczestniczymy w Europejskim Dniu Języków Obcych, promując język polski i Polskę wśród dzieci.
W Austrii reprezentuje i promuje Pani Polskę zawodowo. Kim jest Pani po godzinach? Jakie są Pani ulubione zajęcia, książki, smaki?
– Po godzinach jestem przede wszystkim zwykłym człowiekiem, matką i żoną. W wolnym czasie lubię zajmować się tym, co robię zawodowo, czyli czytać książki, oglądać filmy, odwiedzać muzea, galerie sztuki, których oferta jest przebogata. Kontakt z naturą, wędrówki po austriackich górach to również moje ulubione i jakże odprężające zajęcie. Jeśli tylko czas pozwala, udaję się na szlak, niekoniecznie w wysokie Alpy tyrolskie, gdyż okolice Wiednia są w zupełności wystarczające. Przy okazji podróży staram się kosztować lokalnych potraw, poznawać smak swojskiej kuchni. Do moich ulubionych potraw należą tradycyjne Spinatknödel, Kaiserschmarrn czy Käsespätzle, które smakują wyśmienicie, zwłaszcza w schronisku górskim po wyczerpującej wędrówce.
Jakie są korzenie Pani rodziny?
– Rodzina ze strony mojego ojca pochodzi z okolic Tarnopola. Jej los okazał się podobny do losów wielu polskich rodzin, mocno doświadczonych w okresie wojny. Ze strony matki rodzina pochodzi z Wielkopolski i Krakowa, czyli typowa polska mieszanka. Ja urodziłam się na Dolnym Śląskim, w Bolesławcu, tam zdawałam maturę, a studia na kierunku filologii szwedzkiej rozpoczęłam na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Następnie ukończyłam Krajową Szkołę Administracji Publicznej w Warszawie. I z Warszawą pozostałam związana na dłużej, od 2000 roku pracując w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.
A teraz pytanie „od kuchni”: z jakim największym wyzwaniem przyszło się Pani mierzyć w służbie dyplomatycznej?
– Praca w dyplomacji wiąże się z tym, że cały czas trzeba reagować na aktualne wyzwania i kryzysy. Zdarzają się kryzysy międzynarodowe, jak np. agresja na Ukrainę, na które trzeba na bieżąco reagować i tak przeformułować program, by prezentować to, co w danym momencie jest dla Polski najistotniejsze i ma największą skuteczność, a zarazem jest atrakcyjne dla lokalnego odbiorcy. Trzeba wtedy założyć „austriackie okulary” i porozumiewać się z lokalnym odbiorcą językiem, który będzie dla niego zrozumiały. Może to właśnie stanowi największe wyzwanie. Najlepszą receptą jest współpraca z instytucjami lokalnymi, których obecność niejako daje gwarancję uwzględnienia przez nas perspektywy austriackiej.
Obchody jubileuszu będą huczne?
– 50 lat to piękny wiek. Główne wydarzenia, planowane na czerwiec, będą miały szczególnie uroczysty charakter. 5 czerwca serdecznie zapraszamy wszystkich naszych przyjaciół, gości i sympatyków na tort i wernisaż wokół wystawy polskiego street artu. 22 czerwca na placu Am Gestade, przy którym stoi nasz wiekowy budynek, odbędzie się plenerowy festiwal z muzyką klasyczną, workshopem tanecznym, lepieniem pierogów oraz koncertem z udziałem zaproszonych prominentnych gości, zarówno z Polski jak i Austrii. Po części oficjalnej zaplanowaliśmy bogaty program artystyczny od godziny 16.00 do 22.00. Charakter rocznicowy będą mieć też trzy koncerty, jakie odbędą się w czerwcu i lipcu na scenie letniej MuseumsQuartier. Zaprezentują się znakomici polscy twórcy: Karolina Cicha, Siema Ziemia i Martyna Basta. Serdecznie zapraszam na wszystkie imprezy!
50 lat Instytutu Polskiego to spory kawał czasu. Jakie znaczenie ma dla Pani reprezentowanie Polski w czasie tak pięknego jubileuszu?
– Dla mnie reprezentowanie Polski to ogromny zaszczyt i wielka odpowiedzialność, a jednocześnie niezwykle fascynująca i ciekawa przygoda. Zdaję sobie sprawę, że w odniesieniu do 50-letniej historii Instytutu te moje dwa i pół roku kierowania placówką to zaledwie 5 procent.
Otwarcie Instytutu 5 czerwca 1974 roku nastąpiło w tym samym budynku, w którym się znajdujemy. Potem nastąpiły wielkie zmiany, nadszedł rok 1989, a potem przystąpienie Polski do struktur atlantyckich i europejskich. Zmieniają się czasy historyczne, zmieniają się ludzie, a budynek zostaje ten sam.
Obecny kształt Instytutu jest zasługą ogromnej pracy poprzednich dyrektorów, co chciałabym wyraźnie podkreślić. Pragnę wymienić tu przynajmniej kilku moich zacnych poprzedników. Są nimi: Jerzy Passendorfer, Jacek Buras, Ewa Lipska i Rafał Sobczak, mój bezpośredni poprzednik. Chcę ich uhonorować, gdyż to jest nasz wspólny dorobek i dziedzictwo, wspólnie zapracowaliśmy na te 50 lat.
Jednocześnie nie można zapominać, że najważniejszy w Instytucie jest wspaniały zespół, złożony z mieszkających w Austrii od lat profesjonalistów o doskonałym przygotowaniu merytorycznym, znajomości uwarunkowań lokalnych, specjalistów w poszczególnych dziedzinach. To oni budują ten Instytut, tworząc pamięć instytucjonalną, i to im należą się ode mnie podziękowania za wspaniałą współpracę.

Rozmawiała Anita Sochacka, Polonika nr 302, maj/czerwiec 2024

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…