Król Filip i piwko królewskie...

Jan Nowicki gościł w Wiedniu w grudniu 1996 roku. Oto zapis spotkania z tym wspaniałym aktorem i niezwykłym człowiekiem...

 

 

 

 

 

 

 

Gdy udzielam wywiadów, zawsze kłamię...
- Życie generalnie jest okropnie nudne. Ja na przykład gdy udzielam wywiadów, zawsze kłamię, zawsze mistyfikuję, zawsze kreuję rzeczywistość. Uważam, że człowiek, który kupuje gazetę i jedzie do Rzeszowa - to dlaczego on głupoty będzie czytał o moim życiu. On się musi dowiedzieć czegoś, co jest rajcem,co jest fabułą, co jest fikcją, co jest wymyślone. To nie może być kłamstwo, to musi być opowieść, która działa zarówno w interesie czytelnika, jak i opowiadającego. Prawda jest po prostu żadna. Prawdę trzeba wykreować, wymyśleć, dać jej kopa, dać jej kokainy, a nie, żeby ona była taka prawda, prawda, prawda - bo ona jest nieciekawa.

Byłem zawsze szalonym outsiderem..
- Nie wystarcza ponoć aktorowi być tylko aktorem, ma on bowiem więcej energii niż możliwości jej zużycia. Często aktorzy wtrącają się do spraw społecznych, politycznych. To, że aktor otwiera knajpę - to jest pół biedy, to że jest posłem czy senatorem - to jest dopiero nieszczęście. Byłem zawsze szalonym outsiderem, jeżeli chodzi o wszystkie organizacje. To była moja abnegacja. Uważam, że w ogóle stanie w jakimkolwiek szeregu już uwłacza człowiekowi. Każda organizacja, każda grupa mnie poniża. Ona odbiera mi indywidualność, po prostu chce mnie zjeść. Ja nie lubię tłumu. Ja lubię tłum tylko wtedy, gdy stoi za mną, a ja przed nim gram główną rolę w teatrze. Najważniejsze jest to, jakim się jest aktorem, jak się grywa. Jednemu pomaga to, że uczestniczy w innych sprawach, innemu nie.

Stan wojenny zastał mnie za granicą
- Mnie nigdy nie interesowało, co się historycznie dzieje. Byłem tam, gdzie byli inni ludzie, goniło mnie jakieś ZOMO.. Zawsze mi się wydawało, że to jakiś żart. Stan wojenny zastał mnie za granicą, wracałem z Grażyną Szapołowską i Joanną Cieślak-Jankowską; pamiętam, że przerwali mi moją rolę w Teatrze Narodowym. Tak naprawdę jednak - te rzeczy mnie nie zajmują, nie podniecają, bo tam jest znowu tłum. W Hucie wraz z Jerzym Stuhrem i Anną Polony recytowaliśmy jakieś wiersze; Ryszard Kapuściński latał z wypiekami na twarzy, bo to on jest od wąchania historii. Historia dla mnie nie jest podniecająca, ja jej w ogóle nie rozumiem. Jedyny świat, w którym możemy znaleźć wolność, to jest świat wielkiej literatury, znakomitych autorów, prawdziwych namiętności: zabić czy nie zabić, być królem czy nie być królem - to są namiętności dla mężczyzny, a nie zajmowanie się recytowaniem w czasie strajku - to głupota.

Nigdy w życiu nie spotkałem szczęśliwych emigrantów
- Szybko zorientowałem się, że Kowal na Kujawach jest najważniejszym miejscem na ziemi. To wynika z mojej prostoty odbierania świata. Nie mam zbyt dużo nagromadzonej wiedzy książkowej, staram się myśleć ziemią. Mając ojczyma bardzo szybko zorientowałem się, że nie umieć kochać ojca to przede wszystkim nie umieć przeżyć właściwie życia. To jest fantastyczne - kochać rodziców, zwłaszcza wtedy, kiedy nie dają zbyt wiele powodów ku temu. To samo dotyczy w jakimś stopniu mojego miasteczka, gdyż przywiązanie do korzeni i miłość do jakiegoś miejsca jest czymś niesłychanie ważnym. Może dlatego nigdy w życiu nie spotkałem szczęśliwych emigantów, bo cóż to za życie poza krajem.. Kowal w jakimś sensie sam sobie wykreowałem. Kiedyś byłem na grzybach z koleżanką z tego samego miasteczka: ona zaczęła mi opowiadać oczywiste fakty dotyczące minusów tego środowiska i tych ludzi. - Po co ty mi to opowiadasz, powiedziałem, ja sobie tego nie życzę, to jest po prostu moje miejsce i to jest miejsce literackie w jakimś sensie dla mnie. Ja tam mam ludzi, których kocham. Za każdym pobytem usłyszę tam jedną, dwie rzeczy, które są prawdziwą, wielką literaturą na pograniczu Hrabala czy Marqueza.

To jest coś niezwykłego, kiedy człowiek znajdzie sobie miejsce końca
- Kowal to miejsce dla mnie niezwykłe także dlatego, że w tych biegunach naprawdę ważkich, jakie są w życiu człowieka, tj. narodziny i śmierć, to miejsce musiało odegrać u mnie główną rolę. Raz już odegrało w przypadku urodzin, a teraz byłoby pięknie, gdyby było tak w przypadku śmierci.To jest coś niezwykłego, kiedy człowiek znajdzie sobie miejsce końca. To zresztą nie jest mój pomysł, to jest pomysł mojej matki, która była niezwykłą kobietą. I to jest właśnie jedno z wielu mądrych zdań, które z takiego miasteczka wywożę. Kiedyś ona stópkami mierzyła sobie przestrzeń między jednym a drugim grobem i mówi:- Słuchaj, jak się ten bez przesunie dalej, to ja bym tutaj chciała mieć miejsce. A była wtedy jeszcze młodą kobietą. - O czym ty mówisz, mamo? – zapytałem. - Uspokój się, uspokój się, wy tam w mieście macie jakieś fanaberie. Tutaj ja będę - stwierdziła. Po czym zaczęła stópkami dalej mierzyć i powiedziała, że jak się jeszcze dalej przesunie bez albo też całkiem go wytnie, to będzie miejsce i dla mnie. Ja miałem wtedy 32 lata, smukłą sylwetkę i uważałem, że moje życie nigdy nie będzie miało kresu. - O czym ty mamo opowiadasz? A ona na to:- Co się będziesz pałętał po świecie? To jest zdanie z Manna! Ona przeskoczyła całe moje życie i zajęła się mną już po śmierci, kiedy jej już długo nie będzie.

Po co Panu mówić prawdę...
- Do Kowala jadę po rozum, po to żeby odrzucić histerię postępowania w dużych miastach, szczególnie w środowiskach takich jak moje, gdzie fałsz jest wpisany w nasz sposób bycia, niekiedy zresztą konieczny. Bardzo często sforował mnie mój przyjaciel, Piotr Skrzynecki: - Panie Janku, po co panu mówić prawdę, po cholerę panu charakter. Jedno i drugie absolutnie nie przystaje do zawodu aktora.Tego absolutnie nie wolno robić. Ja to rozumiem w całej pełni; mam nawet poczucie wielu przegranych szans ze względu na ostre stanowisko, bezkompromisowość, jeżeli chodzi o mówienie prawdy. Po tylu latach uprawiania tego zawodu zrozumiałem, że jednak fałsz per saldo się nie opłaca, dlatego że człowiek po drodze zachwaszcza się, brudzi się sam. To się odkłada potem na jego charakter, na profil ról, które grywa, na sposób jego starzenia się. To się odkłada w złych zmarszczkach, w pewnej złośliwości. Kto ma zły stosunek do świata, ten jest brzydszy. Niedawno widziałem w garderobie pewną aktorkę, która przeżuwając coś sztuczną szczęką, ale to bym jej jeszcze darował, mówiła coś o kimś źle. W tym momencie była okropnie brzydka! Natomiast ta sama osoba, gdy mówiła o kimś dobrze, była ładniejsza. Tego należy się trzymać - tak mi się wydaje. Jeden z Węgrów powiedział, że do czterdziestki żyje się z talentu, a od czterdziestki z charakteru - i to jest bardzo ładne zdanie.

Mój syn jest z innej epoki
- Nie chciałem iść do wojska, wolałem pójść do kopalni, żeby mnie reklamowali. Przesiedziałem rok. Nienawidzę wojska, wszystko jedno pod jaką szerokością georaficzną. Że też od wieków na oczach całego świata palanci chodzą w jakichś hełmach, strzelają do jakichś udanych celów, że jeden nabój kosztuje tyle, ile śniadanie w Paryżu - to jest paranoja! I jeszcze mówią, że muszą się uzbroić, żeby był pokój. Ja wiem, że to gdzieś jakąś logikę ma, ale ja chromolę taką logikę. Teraz nadeszły inne czasy. Mój syn Łukasz ma kategorię Z, czyli jest przed śmiercią. Ten byk robi błędy ortograficzne, za które ja dostawałem codziennie w łapy, a on ma dysleksję. Mało, że on.. Cała klasa sobie załatwiła, że ma dysleksję. Oni się z tym po prostu urodzili. Ja za to, że napisałem rów przez u otwarte dostawałem w pysk w szkole. Mój syn jest z innej epoki.

Marzy mi się film, w którym pokażę samca nocą
- Faceta, który nieprawdopodobnie sprawdza się erotycznie w łóżku. Zacząłbym od tego, że wstaje on rano, żona jeszcze śpi, patrzy, ktoś ukradł mu mleko sprzed drzwi. Wychodzi, chce wsiąść do samodu - ktoś przeciął mu oponę. Potem się dowiaduje, że szef wyrzuca go z pracy itp. itd., jednym słowem - ma cały dzień nieszczęść. Przychodzi do domu, czeka na niego żona, zjadł, co mu przygotowała, idą do łóżka - i wychodzi z niego prawdziwy ogier. To wynika stąd, że cały dzień był poniżany przez rzeczywistość i teraz bierze sobie rekompensatę w postaci erotycznych uniesień. Zmierzam do tego, że mój zawód można uprawiać z dwóch zupełnie skrajnych inspiracji. Obydwie są dobre, jeśli przynoszą dobre rezultaty. Inspiracja podstawowa, obiegowa i szlachetna: lubię być aktorem, umiem być aktorem, mam talent; taki jest Wojciech Pszoniak, Jerzy Stuhr, AnnaPolony. To są aktorzy, których niosą predyspozycje. Są inni, których drażni fakt, że są aktorami. Jerzy Radziwiłłowicz, Jerzy Trela i ja. Ucieknę się do przykładu. Kiedyś grałem Jimmiego w “Miłości i gniewie”. W pewnym momencie miałem powiedzieć taki monolog pełen nienawiści o starej kobiecie, matce Arisson - Kiedy ta stara kobyła wreszcie wykorkuje, ja bym tak chciał, żeby ta stara raszpla przechodziła przez żołądki robaków... - taki ohydny monolog. Patrzę, a w pierwszym rzędzie siedzą nobliwe staruszki krakowskie i tak mi się przyglądają, a ja mam 29 lat i mam powiedzieć ten monolog. Wiem, jak często widz identyfikuje człowieka, który gra rolę, z nim samym... Co więc zrobiłem, gdy zobaczyłem te staruszki? Powiedziałem ten monolog z podwójną nienawiścią do tej starej pani Arisson, dlatego, że zobaczyłem, w jak obrzydliwej i niesłusznej sytuacji jestem postawiony - a ja mam jeszcze słabość do ludzi starych - a tutaj muszę przed tymi staruszkami mówić tak parszywy tekst. W związku z tym, że byłem w takiej sytuacji, przysadziłem dwa razy mocniej. Z tego powodu, że nie mogę, nie chcę, robię dwa razy mocniej. Z przekory.
W “Spirali” grałem Piotrka chorego na raka. Potem pisały do mnie dziewczyny umierające na raka i prosiły mnie o porady, a ja nie byłem w stanie nic im odpowiedzieć.. .

Mam 57 lat i muszę zacząć grać inne role
- Aktor tak naprawdę niewiele gra wielkich ról. Najwięksi nawet aktorzy w życiu grają najwyżej 6, 7 takich ról. Tak naprawdę ważne dla nas i wielkie to są te role, które rozpoczynają kolejny okres w naszym życiu. Wiadomo, że okresy są nowe, kiedy następuje zmiana warunków fizycznych, kiedy zmienia się nasz stosunek do świata, krótko mówiąc, gra się takiego Artura w “Tangu” jak się ma 25 lat, gra się młodego, gniewnego, wściekłego Artura. I potem gra się role “Arturopodobne” przez jakiś czas, zarówno w teatrze, jak i w telewizji. Zakładam, że jest to rola dostrzeżona, wybitna. Mija 10-12 lat, człowiek zaczyna mieć np. 35 lat i orientuje się, że ten krzyk mu nie wystarcza, że ten krzyk cechuje młodość, że milczenie, pauza znaczą więcej. Jeżeli będzie miał szczęście, przytrafi mu się, jak mnie, rola Stawrogina w “Biesach”, w znakomitej reżyserii, z cudownymi partnerami. Zaraz po roli Stawrogina nastąpiły role “Stawroginopodobne”. Potem mijają lata, grasz rolę Wielkiego Księcia, jest to pierwsza próba charakterystycznego aktorstwa. Myślą sobie więc: ten Nowicki nie tylko wygląda, nie tylko potrafi grać siebie, ale on potrafi odkształcić siebie, potrafi być charakterystyczny. To cię obsadzą wtedy w roli Andersena, coś podobnego dadzą w telewizji. Do znaczących moich ról zaliczyłbym jeszcze Józefa K. z “Procesu”, ale to jest już pochodna Stawrogina, gdzie się mniej wrzeszczy, a bardziej się słucha, gdy się z uwagą patrzy na partnera. Ja teraz mam 57 lat i muszę zacząć grać inne role. Teatr mnie męczy swoim długim dochodzeniem do rezultatów. Ja jestem aktorem szybkim, ja nie mogę długo, ja nie mogę, bo mnie krew zalewa. Kino wymaga z kolei natychmiastowej gotowości - jeszcze nic nie wiem, a już muszę grać. Natomiast teatr telewizji to jest tyle, ile mi potrzeba; to są po prostu próby, siedem dni nagrań i to jest to, co lubią tygrysy.

Salcesonik, król Filip i piwko królewskie
- Lubię średnie rzeczy, dlatego że ja jestem z „bidy”, mam na podniebieniu „bidne” smaki. To są smaki naszego dzieciństwa - najtrwalsze. Dlatego lubię czarny salcesonik, do tego musztardka, piwko królewskie, podrzędny hotel, a przede mną - Schiller i jego król Filip. Co to za cudowny kontrast! W takim hoteliku skończyłem 55 lat i pomyślałem, że tak naprawdę to mnie już nic specjalnego w życiu nie czeka. W związku z tym nie oglądam od lat niczego, co robię, nie chodzę na premiery. Jestem człowiekiem od pracy, mnie podnieca moment tworzenia, powstawania, układania dialogu. Gdzieś po drodze realizuję swoje niespełnione marzenia reżyserskie, marzenia pisarza, ale w szczątkowych wymiarach, w takich, na które stać kogoś tak niedokończonego jak aktor. Ja próbuję mojego syna nauczyć jednej rzeczy. - Łukasz, mówię, pamiętaj, naucz się jednego tylko: jak jest znakomicie, to bądź smutny, jak jest źle, to bądź wesoły. Jeśli opanujesz te dwie rzeczy, to nie zgłupiejesz w tym zawodzie.

Wysłuchała i spisała Halina Iwanowska, Polonika nr 30, styczeń 1997

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…