Trzeba iść z duchem czasu

Przed rozpoczęciem kolejnego sezonu w skokach narciarskich rozmawialiśmy z trenerem polskiej kadry narodowej, Thomasem Thurnbichlerem. Jest on już trzecim, po Heinzu Kuttinie i Stefanie Horngacherze, trenerem pochodzącym z Austrii.

 

Czujesz się już rozpoznawalny w naszym kraju?
– To jest nawet zabawne, ale jedynie dwa razy zostałem rozpoznany w codziennym ubraniu, gdy robiłem zakupy w sklepie IKEA. Czasem jestem proszony o autograf, gdy jadę na trening, ubrany w odzież reprezentacji Polski, ale chyba nie wyglądam jak typowy trener. Gdy ktoś mnie widzi, to jakoś nie kojarzy ze skokami narciarskimi.

Jak żyje ci się w Krakowie? Spróbowałeś już lokalnych specjałów?
– Kraków to bardzo fajne miasto, natomiast nie mam aż tyle czasu, aby dobrze je poznać czy chociażby spróbować słynnych zapiekanek. Spotkałem w Polsce wspaniałą dziewczynę i staram się spędzać jak najwięcej czasu z nią, a także jej synem. Często chodzimy do różnych restauracji, staram się próbować zawsze czegoś innego.

Czy z perspektywy kilku miesięcy możesz powiedzieć, że nasi skoczkowie są tacy, jak się spodziewałeś?
– Szczerze? Przed naszym pierwszym spotkaniem starałem się nie nastawiać na nic. Myślę, że nie jest dobrze zakładać, jaki ktoś będzie, zanim się tej osoby nie pozna.

Zaskoczyła cię popularność skoków narciarskich w Polsce, zainteresowanie ze strony mediów, a nawet polityków?
– Słyszałem już wcześniej, że zainteresowanie skokami w waszym kraju jest naprawdę duże, ale rzeczywistość przerosła moje oczekiwania. To było dla mnie spore zaskoczenie. Szczególnie, że prezydent Andrzej Duda przyjechał na wybory nowego prezesa Polskiego Związku Narciarskiego. To niesamowite – w Austrii to nigdy nie miało miejsca. Jako trener byłem przygotowany na duże zainteresowanie, ale ono jest większe, niż oczekiwałem.

Jak do tej pory pracuje ci się w Polsce?
– Przede wszystkim bardzo miło zaskoczyło mnie to, że wszyscy byli otwarci na moje pomysły i sugestie, także w kontekście całego systemu szkolenia. Mogliśmy go od razu przebudować tak, aby był bardziej wydajny. Funkcjonuje to nieco inaczej niż w Austrii, bo tam mamy bardzo ściśle ustalone zasady i struktury, których trzymamy się od kilkunastu lat. W Polsce ostatnio było sporo personalnych zmian w związku narciarskim i nie było dla mnie do końca jasne, z kim mam się kontaktować w poszczególnych sprawach. W Austrii było to dla mnie łatwiejsze, bardziej klarowne, ale to kwestia czasu, żebyśmy w ścisłej współpracy stworzyli w Polsce solidny system.

Podglądasz naszych najmłodszych skoczków, choćby w trakcie zawodów ORLEN Cup?
- Często widuję młodzież skaczącą na małych skoczniach i z zainteresowaniem śledzę ich poczynania. Bacznie przypatruję się m.in. klubowi Rutkow-Ski, ponieważ znam Łukasza Rutkowskiego z dawnych czasów. Wiem, że ostatnio jego podopieczni wygrali zawody drużynowe FIS Schueler Grand Prix w Ruhpolding. W Polsce potencjał jest ogromny, niemniej jednak w żadnym kraju nie brakuje obiecujących skoczków młodego pokolenia, którzy często nie osiągają potem sukcesów w wieku seniorskim. Jest po prostu za wcześnie, aby ocenić takiego zawodnika. Na tym etapie trzeba bawić się skokami, solidnie trenować i dążyć do wyznaczonych celów. Często skoczkowie, którzy po prostu bardzo ciężko pracowali, ostatecznie osiągają wyższy poziom i są bardziej stabilni niż te ogromne młodociane talenty. Sam byłem jednym z tych cudownych nastolatków, co wygrywali wszystko, a później nie przerodziło się to w wielką karierę. Dobrze jest mieć talent, ale nie daje to gwarancji, że osiągnie się sukces.

Tego lata ani razu nie wystawiliśmy drużyny w konkursie mikstów. Przyglądasz się kobiecej reprezentacji naszego kraju?
– Nie śledzę za bardzo kobiecych skoków w Polsce, nie podglądam ich treningów. Mogę jedynie powiedzieć, że trenerzy robią, co mogą, aby pomóc zawodniczkom wspiąć się na wyższy poziom. Być może potrzeba na to trochę czasu. Może od przyszłego sezonu spróbuję być w bliższym kontakcie z trenerami skoczkiń, ale na razie muszę skupić się na kadrze mężczyzn i w to angażuję się w stu procentach. Konkursy drużyn mieszanych? Potrzebujemy dwóch zawodników i dwie zawodniczki na naprawdę wysokim poziomie, jeśli chcemy walczyć o medale na mistrzostwach świata. Wszystkie czołowe nacje mogą pochwalić się mocnymi skoczkiniami. Przed nami dużo pracy, ale trzeba iść naprzód, krok po kroku. Najpierw te dziewczyny muszą zebrać odpowiednie doświadczenie i być może w perspektywie kolejnych czterech lat uda nam się zbudować mocną ekipę na zawody mieszane.

Jesteś młodym człowiekiem. Co z twojej perspektywy kuleje w skokach narciarskich, co można zrobić, żeby ten sport stał się bardziej interesujący dla kibica?
– Oj, to trudne pytanie. Musiałbym dobrze to przemyśleć, natomiast od razu nasuwa się wniosek, że żyjemy w bardzo dynamicznym świecie. Wszyscy są nieustannie w biegu. Ludzie przyzwyczaili się do krótkich form, może trzeba pomyśleć o innym formacie naszych zawodów. Być może kluczem jest organizacja wydarzeń pobocznych, jak koncerty przy okazji skoków, co pomogłoby ściągnąć na skocznie więcej młodych widzów. Trzeba iść z duchem czasu.

Puchar Świata po latach zawita do Lake Placid. Co sądzisz o powrocie skoków za ocean?
– Na pewno zawsze dobrze jest organizować zawody w nowych lokalizacjach, a powrót do Stanów Zjednoczonych to zdecydowanie dobre posunięcie. To może zwiększyć popularność tej dyscypliny w USA, jednak aby zainteresować także i amerykańską publiczność – tamtejszy związek narciarski musi się sporo napracować.

Polacy udadzą się do Lake Placid w najmocniejszym składzie?
– Planujemy tam polecieć z najlepszymi zawodnikami – obiecałem to już Sandro Pertile. Sezon jest oczywiście długi i czasem trzeba weryfikować plany, w zależności od sytuacji.

Jesteś w pełni zadowolony z wyników polskiej kadry tego lata?
– Jestem zadowolony z pracy, jaką chłopcy wykonali. Wszyscy byli zawsze bardzo zmotywowani. Stawialiśmy jasne cele zadaniowe, które realizowali, trzymając się indywidualnych planów. Oczywiście nadal są aspekty, które musimy poprawić, niektórzy muszą popracować nad powtarzalnością. Byliśmy najlepszym zespołem tego lata, więc nie ma powodu do narzekań.

Czy martwią was dyskwalifikacje z sezonu letniego?
– Ten problem nie dotyczył tylko nas, ale również i innych państw. Mamy teraz nowego kontrolera sprzętu, który dokładnie i skrupulatnie egzekwuje wszystkie przepisy. To dobra zmiana, ostatnio tego brakowało. Christian Kathol wykonuje naprawdę dobrą robotę. Niedobrze, że nasi skoczkowie zostali zdyskwalifikowani, ale wiemy, co było tego przyczyną. Musimy po prostu wyciągnąć z tego wnioski i ciężko pracować, żeby nie powtórzyło się to zimą.

FIS planuje jeszcze bardziej ograniczyć możliwość manipulacji przy sprzęcie, w tym jego modyfikacji w trakcie sezonu. Co o tym sądzisz?
– Dla nas nie jest to problem, ponieważ mamy jasne wytyczne, jak wszystko ma przebiegać i kiedy mamy prezentować nowe rozwiązania sprzętowe. Pokazujemy sprzęt w trakcie wiosennych posiedzeń FIS, gdzie wszystko musi zostać zaakceptowane. Wiemy, jak wprowadzać zmiany, także pod kątem kolejnych sezonów. Przykładowo, nasze buty Nagaba zostały dopuszczone i możemy w pełni legalnie z nich korzystać w tym sezonie.

Co myślisz o naszych młodszych reprezentantach, jak Habdas, Juroszek czy Krzak? Czy są oni już gotowi do regularnej rywalizacji w Pucharze Świata?
– Mają duży potencjał. Zobaczymy, jak go wykorzystają. Dostaną szansę, gdy będą pokazywać skoki na poziomie pozwalającym na rywalizację w Pucharze Świata. Na październikowym zgrupowaniu w Planicy był z nami Kacper Juroszek. Ciężko pracuje i robi duże postępy. Przekonamy się, czy to wystarczy, aby pozostał w naszej drużynie. Ostatecznie decyduje aktualna dyspozycja i najlepsi dostaną szansę startu w elicie.

Czy Daniel Krokosz, psycholog reprezentacji, będzie z wami jeździł na wszystkie zawody?
– Na pewno pojedzie na niektóre zawody i zgrupowania, ale nie ma konieczności, by był z nami wszędzie. Jego zadaniem jest wsparcie mentalne nie tylko zawodników, ale także trenerów. Pozostaje on do dyspozycji kadrowiczów także zdalnie. Praca z psychologiem sportowym jest bardzo ważną sprawą w skokach i trzeba cały czas doskonalić się w tym aspekcie.

Start sezonu na igelicie w Wiśle nie przypomina kolejnego etapu Letniego Grand Prix?
– Nie. Dla mnie jasne jest, że to prawdziwa inauguracja Pucharu Świata. Zima zaczyna się od momentu, w którym rozpoczynamy treningi na torach lodowych.

Macie jakieś konkretne cele na tę zimę?
– Zawodnicy stawiają sobie własne cele, co również ma duże znaczenie. Dla mnie najistotniejsze jest, żeby po prostu wspierać zawodników jak najlepiej i mieć jak najmocniejszą, wyrównaną drużynę, a to zaowocuje też dobrymi wynikami indywidualnymi.

Miałeś czas, by nauczyć się podstaw języka polskiego?
– Przyswajam trochę pojedynczych słów, ale gdy ich nie używam, to łatwo je zapominam. Moim celem jest pobieranie regularnych lekcji od przyszłego roku. Mam nadzieję, że uda mi się go zrealizować. Chciałbym móc kiedyś powiedzieć, że chociaż trochę nauczyłem się tego języka. Jednak gdy zamawiam coś w restauracji, na razie cały czas posługuję się językiem angielskim.

Rozmawiał Tadeusz Mieczyński, Polonika nr 293, listopad/grudzień 2022

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…